[Nie rozbierając się
nawet, rzuciła się na łóżku i między szlochami i dreszczami
myślała o Potterze. O chłopcu który przeżył. Ale nie w jej
sercu. Tego była pewna.]
- Cho, nic ci nie jest ? Cho ? Cho ! Do jasnej cholery, wstawaj !!!
- No, ssooo chcesz...
Chang
otworzyła oczy i mrużąc je w świetle poranka spojrzała na
wściekłą Eliliot. Wyglądała pięknie w żółtym krawacie, który
podkreślał jej kolor włosów – rudy.
- Cho Chang, wyglądasz jakbyś całą noc nie spała ! Masz takie zapuchnięte oczy... Czyżbyś płakała ? Co się stało wczoraj na kolacji ? Dumbledore zaczepił Van po uczcie i dopytywał się o ciebie ! Dobrze się czujesz ?
- Zwolnij Eli ! Dumbledore się o mnie pytał ?
- Tak, głuptasku. Jesteś jego uczennicą, martwił się.
- Aha. To teraz pomóż mi wstać i idziemy na śniadanie. Przeze mnie się pewnie nie najadłaś.
- Stop. Byłam już w Wielkiej Sali, jadłam, a nawet przyniosłam ci parę owoców i croissanta. A na razie nigdzie nie pójdziemy, bo wyglądasz jak półtora nieszczęścia w worku. Spójrz na siebie, włosy poplątane, twarz blada jak ściana... Dziewczyno, może i jesteś seksowną czarodziejką, ale musisz o siebie zadbać. Na początek trzeba cię rozbudzić...
Cho
nie słuchała już Eliliot. „Nie do wiary, jak ona może się
rozgadać, niby taka cicha. Nawet ona ma dwie strony... - pomyślała
Chang - Muszę przestać. Zamieniam się w jędzę.
Eli
pociągnęła ciemnooką do łazienki. Najpierw postawiła jej twarz
na nogi, potem zrobiła jej leciutki makijaż. Krukonka spojrzała w
lustro. Nie bez przesady musiała przyznać, że wygląda całkiem
ładnie. Co tam ładnie, oszałamiająco ! Dziewczyny w lepszych już
humorach udały się do pokoju wspólnego, żeby zgarnąć plecaki i
udać się razem z Domenicą, Vanessą i Pruddence. Rozchichotane
poszły korytarzami na zielarstwo – ich pierwszą lekcję. Profesor
Sprout w tych jej wiecznie rozwianych włosach i poplamioną ziemią
szacie wyglądałą niechlujnie, ale nawet całkiem miło. Poprosiła
Prudi, żeby dała jej nawóz (ble!), który leżał na półce obok
różnego rodzaju narzędzi. Zniesmaczona Prudence chwyciła go
końcówkami palców i ruszyła w jej kierunku. Nagle potknęła się,
worek, gdy uderzył o ziemię, otworzył się, tym samym cała
zawartość poleciała na... szatę Cho. Dziewczyna zamknęła oczy,
a części łajna oblepiły jej policzki. Zszokowana Prudi zaczęła
ją przepraszać.
- Nic nie szkodzi – zapewniła ją Chang.
Sprout
kontynuowała lekcję, a Cho wycierała nawóz z policzków
chusteczką Van. Znowu była przybita. Gdy myślała, że nie może
być gorzej do klasy wpadł Harry Potter we własnej osobie. Poprosił
profesorkę o pewną rzadką roślinę potrzebną Snape'owi, który
go tu przysłał, do eliksirów. Przyglądał się jej z zażenowaniem
zmieszanym z rozbawieniem. Krukonka miała dość. Kiedy zabrzmiał
dzwonek na lekcję, wybiegła z klasy nie czekając na koleżanki i
pognała do lochów. Na szczęście zdążyła. Dopadła Harry'ego
przed drzwiami.
- Mógłbyś się ze mnie nie nabijać ? - krzyknęła.
- Co ? - zdziwił się.
- Rozumiem, że nie podobam ci się, ale nie musisz mnie obgadywać i śmiać się z każdej mojej wtopy !
- Co się z tobą dzieje, Cho ? Byłaś taka słodka i nieśmiała. A teraz... Jak jędza.
- Zmieniłam się – spojrzała na chłopaka chłodno.
- Wiem i nie podoba mi się to. Wcale nie musimy ze sobą rozmawiać.
- Dobrze !
- Dobrze. Na razie.
Harry
oddalił się wolnym krokiem. Zdenerwowana Chang już miała pójść
w swoją stronę, gdy podszedł do niej Rubeus Hagrid.
- Czy ty jesteś Cho Chang ?
- Tak.
- Cholibka, tyle się ciebie naszukałem ! Mam ci przekazać, że masz uciekać na trening qudditcha. A ja se tu usiądę, bo już nie mogę...
Hagrid
usiadł na kamiennej ławeczce cały zdyszany, a Cho pobiegła na
boisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz