czwartek, 16 maja 2013

Rozdział VI


[ - Ronie Weasley – co ty tu robisz ?! ]



Cho zakryła się kołdrą, czując przypływ wstydu ze swojego niezbyt dziewczęcego ubioru. Ron nawet nie zwrócił na to uwagi. Zaczerwienił się jeszcze bardziej niż ona i zaczął się jąkać:

  • Emm... Jaa... Yy... Właśnie tędy przechodziłem no i... Eee... Usłyszałem jak krzyczysz, to wszedłem.
  • Po co ? - Chang uniosła jedną brew.
  • Myślałem, że coś ci się stało, a Harry jest moim kumplem i szkoda by było gdybyś... No wiesz...
  • Ta jasne – dziewczyna prychnęła – Jeśli już sprawdziłeś, czy mnie moje kapcie nie zabiły, to spadaj, bohaterze od siedmiu boleści.
  • Ja chciałem tylko pomóc ! - mruknął Ron gniewnie.
  • Jak chcesz pomóc, to możesz się stąd wynieść...
  • No dobra ! Ale z ciebie jędza, nie wiem, co Harry w tobie widzi.

Cho rzuciła w niego poduszką, ale gdy już wyszedł, musiała się z nią przeprosić, bo była naprawdę zmęczona.



Następnego dnia Krukonka wstała wcześnie, aby się przygotować do zajęć. Po cichu skoczyła do dormitorium, aby wziąć szatę i książki, a potem związała włosy i stanęła zadowolona przed lustrem. Była gotowa.
 
 W tym momencie weszła pani Pomfrey ze śniadaniem. Nawet na nią nie spojrzała, tylko postawiła tacę z impetem na stół i odeszła. Chang wzruszyła ramionami i zabrała się za posiłek, który składał się z: owsianki, szklanki soku pomarańczowego, tosta z dżemem i banana. Spałaszowała wszystko, usiadła na łóżku, po czym zaczęła czytać książkę. Jej tytuł brzmiał: „Zmierzch”. Średnio interesująca. Ależ ten Edward ją wkurzał, aż dreszcze miała. Gdy odłożyła opasłe tomiszcze, wszedł profesor Flitwick. Wyjaśniła małemu czarodziejowi, o co jej chodzi. Początkowo patrzył na nią z powątpiewaniem, ale potem westchnął i zgodził się. Szczęśliwa Cho chwyciła plecak i pobiegła na eliksiry, bo była już spóźniona, a Snape dawał popalić.

Na drżących nogach weszła do lochu. Wszyscy spojrzeli na nią i kilka osób uśmiechnęło się do niej. Jednak nie Severus.

  • Kogóż my tu mamy... Panno Chang, pragnę coś panience wyjaśnić. Może się pani wydawać, że jeśli chodzi pani z Potterem, to jest w jakimś sensie sławna i może się panna spóźniać na lekcje. Jednak proszę sobie przyswoić, że tak nie jest. Siadaj. Ravenclaw traci przez ciebie 10 punktów.

Czerwona Cho usiadła koło Eliliot, patrząc na Snape'a z nienawiścią.

  • Nie przejmuj się nim – szepnęła koleżanka.

Czarnowłosa kiwnęła głową i zabrała się za przygotowywanie eliksiru, który po użyciu wywoływał okropne łaskotki. Marzyła, żeby go użyć na nauczycielu. Nie lubiła go prawie tak samo jak Harry.

Z ulgą przyjęła dźwięk dzwonka. Co jak co, ale za eliksirami ( i Snapem ) nie przepadała. Wyszła z klasy i spojrzała na swój plan zajęć. Hmm, teraz pora zmierzyć się z transmutacją i profesor McGonagall. Nie chcąc się spóźnić na następną lekcję, ruszyła w kierunku sali. Nie było zbytniego tłumu, więc już po chwili Cho usiadła koło drzwi. Nagle wrota rozwarły się. Zdziwiona Chang zerwała się na nogi, spojrzała ukradkiem na innych uczniów i weszła cicho do środka. Kiedy jednak zobaczyła, kto jest w środku, wycofała się do kąta. Była tam McGonagall z pewnym młodzieńcem o płomiennorudych włosach.

  • Nie rób niczego pochopnie – mówiła profesor – Wiem, że się boisz, ale musisz mi zaufać. Proszę cię, nie słuchaj go. Po prostu czekaj na rozwój wydarzeń, siedź cicho i unikaj kłopotów, w tym łażenia nocą po zamku, zrozumiano, Weasley ?
  • Mógłbym teraz powiedzieć pani, że jestem odważnym, dużym chłopcem, ale to nieprawda. Cholernie się boję. Nie o siebie, o nią. Dopiero teraz zrozumiałem, że jestem gotów zapłacić każdą cenę za jej bezpieczeństwo.
  • Ogarnij się Ronaldzie ! Skąd możesz mieć pewność, że nie kłamie ? Albo, że to nie były tylko zwidy ? Albo może to babsko sobie żartowało ?
  • Ja wiem, że ona nie kłamie. To wydarzyło się naprawdę. Bellatrix jej groziła, groziła jej śmiercią. Ginny jest za mała, nie może spełnić żądania Lestrange. Jako jej brat muszę to zrobić za nią...
  • Wytłumacz mi jedno. Dlaczego akurat ta uczennica, nie inna ?
  • Bellatrix chce wybić najpierw czarodziejów – mieszańców. Potem mugolaki.
  • Jaki to ma sens ?
  • Mnie się pani pyta ?! - wybuchnął Ron.

Myśli Cho szybko wirowały w jej głowie. Widziała już całe zdarzenie. Pewnie samotną Ginny, podczas wycieczki w Hogsmeade osaczyła ta... Bellatrix Lestrange. Później groziła jej, że rzuci w nią Avadą, jeśli ta nie zabije pewnej uczennicy. Ale jakiej uczennicy ? Kogo ? Chang wytężyła słuch.

  • Jednego jestem pewna; Trzeba ochronić tą dziewczynę, inaczej Ravenclaw straci naprawdę dobrą czarodziejkę.

Chochi zachłysnęła się powietrzem. A więc ta dziewczyna jest Krukonką ! Nie mogła w to uwierzyć ! No, ale nadal nie wiedziała kto to jest.

  • Nie można jej o tym mówić...
  • Weasley, jej rodzice muszą wiedzieć !
  • Zgoda, ale jej niech pani nie mówi.
  • Dobrze.

Przez chwilę było słychać tylko skrobanie pióra.

  • Ronaldzie, zaniesiesz ten list do sowiarni i wyślesz na adres: Long Acre 79/2, Londyn.

Cho szybko wcisnęła się w swoją kryjówkę. Na szczęście, Ron przeszedł obok niej nawet nie zerkając na ciemnooką. Dziewczyna odetchnęła, po czym cicho wyszła z klasy i znów usiadła. Zaczęła gorączkowo myśleć. Jedna z jej koleżanek prawdopodobnie zginie ! Nie mogła w to uwierzyć. Po prostu nie chciała. Czuła się, jakby z serce wydarto jej jakiś bardzo ważny fragment, mimo że mogła nawet nie znać tej osoby. Żałowała jej rodziców, gdy się o tym dowiedzą. Czuła, że nie chce wiedzieć kto to.

Jej przemyślenia przerwała profesor, otwierając drzwi. Cho przeszła przez nie i usiadła w pierwszej ławce. Profesorka wyglądała na tak starą i zmęczoną, jak nigdy. Zaczęła monotonnie prowadzić lekcję. Dzisiaj mieli transmutować poduszkę w papugę. Chochi uznała swoją pracę za skończoną, chociaż jej papuga miała na sobie wzorek w kwiatki i pluła watą. Znów zaczęła myśleć o rozmowie, która podsłuchała. Wiedziała, że skądś kojarzy ten adres. Nagle wpadło jej coś do głowy. Już wiedziała, kto tam mieszka. Krzyknęła tak głośno, że szyby w oknach zabrzmiały. Wszyscy spojrzeli a nią, ale Cho rzuciła tylko okiem na jasną twarz Eliliot, przyszłej ofiary Rona. Zalała się łzami, chwyciła torbę i wybiegła z klasy.

Krukonka dobiegła do kamiennej ławki i przysiadła na niej, nadal płacząc obficie. Przy tej ławeczce stało okno, zdobione mozaikami. Przedstawiały one kolorowe ptaki u góry, fruwające wesoło, prężące dumnie ogony. Pod spodem były wrony. Czarne, złowrogie. Patrzyły w górę surowym wzrokiem. Na samym dole była barwa tylko czerwona. Zupełnie, jakby to było piekło. Znaczyło by to, że ludzie to ponure wrony i szpaki. Zaczynała w to wierzyć... Wstała z twardego siedzenia i pobiegła do sowiarni. Jedyną osobą, którą teraz pragnęła zobaczyć, była Enelita. Weszła do okrągłej wieży, całej usłanej sianem i odchodami, po czym zaczęła przeczesywać wzrokiem grzędy. Nagle ją zobaczyła drzemała słodko z główką pod skrzydłem. Dziewczyna poczęła cicho ją wołać. Nie spodziewała się, że ją usłyszy, ale bardzo tego potrzebowała. Kiedy chciała już wychodzić, poczuła powiew na ramieniu. Myślała, że to Enelita obudziła się i przyfrunęła ją pocieszyć. Wyciągnęła rękę, ale... trafiła w pustkę. Czując dreszcz na plecach, powoli się odwróciła. Zobaczyła w kącie kobietę, która miała szaty w strzępach, potargane, kręcone włosy, unoszące się na wietrze i oczy, błyskające szaleńczo. Uśmiechała się kpiąco. Cho poznała ją. To była Bellatrix.
 
 W mgnieniu oka otworzyła drzwi, wyszła i zatrzasnęła je z hukiem. Za nimi wyjęła różdżkę. Odetchnęła głęboko, po czym szybko weszła do pomieszczenia, gotowa zmierzyć się z Lestrange. Jednak nie było jej. Podbiegła do okna bez szyby i wyjrzała przez nie. Ujrzała tylko jasne, przyprószone już śniegiem błonia. Niespodziewanie zdała sobie sprawę, że niedługo Boże Narodzenie. Cieszyła się, ale ciągle dręczyła ją jedna myśl – co Bellatrix robiła w Hogwarcie ? Czyżby chciała sprawdzić jak Ginny idzie wykonywanie zadanie ? Poczuła się niezwykle zmęczona tym wszystkim. Nigdy nie miała na głowie tyle zmartwień. Zawsze była szczęśliwa, chroniona przed wszelkimi problemami. Miała kochających rodziców, wspaniałego chłopaka, ale niedługo miała stracić najlepszą przyjaciółkę, a potem różdżkę, bo jakoś nie szło jej nadrabianie zaległości. W dodatku w tym roku zdawała OWUTEMY. Nie wiedziała jeszcze jakie, bo miała sprzeczne uczucia co do swojej przyszłej pracy. Jednak myślała też, z kim będzie w przyszłości. Postanowiła ożenić się Harry'm. Mimo że wiedziała, jak dziecinnie to brzmi, ale to właśnie czuła. Nagle na jej ramieniu wylądowała jakaś sowa. Wyglądała pięknie: miała rudawe, gęste, przeplatane jasnymi pasemkami futro, lśniący dzióbek i ciemne, inteligentne oczy. Była dość duża i ciężka, więc Cho odwiązała list u jej nóżki, a zwierzak odleciał. Patrzyła za nim długo, aż zniknął za Zakazanym Lasem. Chwyciła kopertę i zerknęła na adresata:

Panna Cho Chang

Sowiarnia

Hogwart

Obróciła kartkę, ale nadawcy nie było. Pomyślała, że to może być podstęp, ale jednak ją otworzyła. W środku był wyświechtany kawałek pergaminu. Wyjęła go i przeczytała:



Moja droga Cho!

Wybacz, że się nie przywitałam, ale musiałam jeszcze coś załatwić. Nie martw się, mam przeczucie, że jeszcze się spotkamy.

Pozdrowienia od:

B. L.

B. L. ?! Kim jest ten człowiek ? Bellatrix Lestrange...

Zemdlała.
 
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 
Witam :)
Długo musieliście czekać na ten rozdział, ale oto jest. Strasznie się cieszę, bo w sobotę i niedzielę jest w Poznaniu. Mam już zapasy żelek :D

1 komentarz:

  1. Hej, hej, hej :D No, no, no... betunio... jesteś coraz lepsza! Może i rozdziały są krótkie, ale to nie wyklucza przecież twojego talentu! Ginny miałaby zabić Eliliot ? Dlaczego? Co ona Belli zrobiła? Cho spotkała Bellatrix w sowiarni? Jeżeli chodzi o Rona (podczas rozmowy z McGonagall) to go rozumiem. Chce uchronić siostrę. No ale kurcze... co Eliliot jej takiego złego zrobiła? :D .
    Z niecierpliwieniem czekam na NN ! ;**
    Pozdrawiam i ślę całuski, a przede wszystkim weny ! :D
    G. Potter

    OdpowiedzUsuń