[
- Ronie Weasley – co ty tu robisz ?! ]
Cho zakryła się kołdrą, czując przypływ wstydu ze
swojego niezbyt dziewczęcego ubioru. Ron nawet nie zwrócił na to
uwagi. Zaczerwienił się jeszcze bardziej niż ona i zaczął się
jąkać:
- Emm... Jaa... Yy... Właśnie tędy przechodziłem no i... Eee... Usłyszałem jak krzyczysz, to wszedłem.
- Po co ? - Chang uniosła jedną brew.
- Myślałem, że coś ci się stało, a Harry jest moim kumplem i szkoda by było gdybyś... No wiesz...
- Ta jasne – dziewczyna prychnęła – Jeśli już sprawdziłeś, czy mnie moje kapcie nie zabiły, to spadaj, bohaterze od siedmiu boleści.
- Ja chciałem tylko pomóc ! - mruknął Ron gniewnie.
- Jak chcesz pomóc, to możesz się stąd wynieść...
- No dobra ! Ale z ciebie jędza, nie wiem, co Harry w tobie widzi.
Cho rzuciła w niego poduszką, ale gdy już wyszedł,
musiała się z nią przeprosić, bo była naprawdę zmęczona.
Następnego dnia Krukonka wstała wcześnie, aby się
przygotować do zajęć. Po cichu skoczyła do dormitorium, aby wziąć
szatę i książki, a potem związała włosy i stanęła zadowolona
przed lustrem. Była gotowa.
W tym momencie weszła pani Pomfrey ze
śniadaniem. Nawet na nią nie spojrzała, tylko postawiła tacę z
impetem na stół i odeszła. Chang wzruszyła ramionami i zabrała
się za posiłek, który składał się z: owsianki, szklanki soku
pomarańczowego, tosta z dżemem i banana. Spałaszowała wszystko,
usiadła na łóżku, po czym zaczęła czytać książkę. Jej tytuł
brzmiał: „Zmierzch”. Średnio interesująca. Ależ ten Edward ją
wkurzał, aż dreszcze miała. Gdy odłożyła opasłe tomiszcze,
wszedł profesor Flitwick. Wyjaśniła małemu czarodziejowi, o co
jej chodzi. Początkowo patrzył na nią z powątpiewaniem, ale potem
westchnął i zgodził się. Szczęśliwa Cho chwyciła plecak i
pobiegła na eliksiry, bo była już spóźniona, a Snape dawał
popalić.
Na drżących nogach weszła do lochu. Wszyscy spojrzeli
na nią i kilka osób uśmiechnęło się do niej. Jednak nie
Severus.
- Kogóż my tu mamy... Panno Chang, pragnę coś panience wyjaśnić. Może się pani wydawać, że jeśli chodzi pani z Potterem, to jest w jakimś sensie sławna i może się panna spóźniać na lekcje. Jednak proszę sobie przyswoić, że tak nie jest. Siadaj. Ravenclaw traci przez ciebie 10 punktów.
Czerwona Cho usiadła koło Eliliot, patrząc na Snape'a
z nienawiścią.
- Nie przejmuj się nim – szepnęła koleżanka.
Czarnowłosa kiwnęła głową i zabrała się za
przygotowywanie eliksiru, który po użyciu wywoływał okropne
łaskotki. Marzyła, żeby go użyć na nauczycielu. Nie lubiła go
prawie tak samo jak Harry.
Z ulgą przyjęła dźwięk dzwonka. Co jak co, ale za
eliksirami ( i Snapem ) nie przepadała. Wyszła z klasy i spojrzała
na swój plan zajęć. Hmm, teraz pora zmierzyć się z transmutacją
i profesor McGonagall. Nie chcąc się spóźnić na następną
lekcję, ruszyła w kierunku sali. Nie było zbytniego tłumu, więc
już po chwili Cho usiadła koło drzwi. Nagle wrota rozwarły się.
Zdziwiona Chang zerwała się na nogi, spojrzała ukradkiem na innych
uczniów i weszła cicho do środka. Kiedy jednak zobaczyła, kto
jest w środku, wycofała się do kąta. Była tam McGonagall z
pewnym młodzieńcem o płomiennorudych włosach.
- Nie rób niczego pochopnie – mówiła profesor – Wiem, że się boisz, ale musisz mi zaufać. Proszę cię, nie słuchaj go. Po prostu czekaj na rozwój wydarzeń, siedź cicho i unikaj kłopotów, w tym łażenia nocą po zamku, zrozumiano, Weasley ?
- Mógłbym teraz powiedzieć pani, że jestem odważnym, dużym chłopcem, ale to nieprawda. Cholernie się boję. Nie o siebie, o nią. Dopiero teraz zrozumiałem, że jestem gotów zapłacić każdą cenę za jej bezpieczeństwo.
- Ogarnij się Ronaldzie ! Skąd możesz mieć pewność, że nie kłamie ? Albo, że to nie były tylko zwidy ? Albo może to babsko sobie żartowało ?
- Ja wiem, że ona nie kłamie. To wydarzyło się naprawdę. Bellatrix jej groziła, groziła jej śmiercią. Ginny jest za mała, nie może spełnić żądania Lestrange. Jako jej brat muszę to zrobić za nią...
- Wytłumacz mi jedno. Dlaczego akurat ta uczennica, nie inna ?
- Bellatrix chce wybić najpierw czarodziejów – mieszańców. Potem mugolaki.
- Jaki to ma sens ?
- Mnie się pani pyta ?! - wybuchnął Ron.
Myśli Cho szybko wirowały w jej głowie. Widziała już
całe zdarzenie. Pewnie samotną Ginny, podczas wycieczki w Hogsmeade
osaczyła ta... Bellatrix Lestrange. Później groziła jej, że
rzuci w nią Avadą, jeśli ta nie zabije pewnej uczennicy. Ale
jakiej uczennicy ? Kogo ? Chang wytężyła słuch.
- Jednego jestem pewna; Trzeba ochronić tą dziewczynę, inaczej Ravenclaw straci naprawdę dobrą czarodziejkę.
Chochi zachłysnęła się powietrzem. A więc ta
dziewczyna jest Krukonką ! Nie mogła w to uwierzyć ! No, ale nadal
nie wiedziała kto to jest.
- Nie można jej o tym mówić...
- Weasley, jej rodzice muszą wiedzieć !
- Zgoda, ale jej niech pani nie mówi.
- Dobrze.
Przez chwilę było słychać tylko skrobanie pióra.
- Ronaldzie, zaniesiesz ten list do sowiarni i wyślesz na adres: Long Acre 79/2, Londyn.
Cho szybko wcisnęła się w swoją kryjówkę. Na
szczęście, Ron przeszedł obok niej nawet nie zerkając na
ciemnooką. Dziewczyna odetchnęła, po czym cicho wyszła z klasy i
znów usiadła. Zaczęła gorączkowo myśleć. Jedna z jej koleżanek
prawdopodobnie zginie ! Nie mogła w to uwierzyć. Po prostu nie
chciała. Czuła się, jakby z serce wydarto jej jakiś bardzo ważny
fragment, mimo że mogła nawet nie znać tej osoby. Żałowała jej
rodziców, gdy się o tym dowiedzą. Czuła, że nie chce wiedzieć
kto to.
Jej przemyślenia przerwała profesor, otwierając
drzwi. Cho przeszła przez nie i usiadła w pierwszej ławce.
Profesorka wyglądała na tak starą i zmęczoną, jak nigdy. Zaczęła
monotonnie prowadzić lekcję. Dzisiaj mieli transmutować poduszkę
w papugę. Chochi uznała swoją pracę za skończoną, chociaż jej
papuga miała na sobie wzorek w kwiatki i pluła watą. Znów zaczęła
myśleć o rozmowie, która podsłuchała. Wiedziała, że skądś
kojarzy ten adres. Nagle wpadło jej coś do głowy. Już wiedziała,
kto tam mieszka. Krzyknęła tak głośno, że szyby w oknach
zabrzmiały. Wszyscy spojrzeli a nią, ale Cho rzuciła tylko okiem
na jasną twarz Eliliot, przyszłej ofiary Rona. Zalała się łzami,
chwyciła torbę i wybiegła z klasy.
Krukonka dobiegła do kamiennej ławki i przysiadła na
niej, nadal płacząc obficie. Przy tej ławeczce stało okno,
zdobione mozaikami. Przedstawiały one kolorowe ptaki u góry,
fruwające wesoło, prężące dumnie ogony. Pod spodem były wrony.
Czarne, złowrogie. Patrzyły w górę surowym wzrokiem. Na samym
dole była barwa tylko czerwona. Zupełnie, jakby to było piekło.
Znaczyło by to, że ludzie to ponure wrony i szpaki. Zaczynała w to
wierzyć... Wstała z twardego siedzenia i pobiegła do sowiarni.
Jedyną osobą, którą teraz pragnęła zobaczyć, była Enelita.
Weszła do okrągłej wieży, całej usłanej sianem i odchodami, po
czym zaczęła przeczesywać wzrokiem grzędy. Nagle ją zobaczyła
drzemała słodko z główką pod skrzydłem. Dziewczyna poczęła
cicho ją wołać. Nie spodziewała się, że ją usłyszy, ale
bardzo tego potrzebowała. Kiedy chciała już wychodzić, poczuła
powiew na ramieniu. Myślała, że to Enelita obudziła się i
przyfrunęła ją pocieszyć. Wyciągnęła rękę, ale... trafiła w
pustkę. Czując dreszcz na plecach, powoli się odwróciła.
Zobaczyła w kącie kobietę, która miała szaty w strzępach,
potargane, kręcone włosy, unoszące się na wietrze i oczy,
błyskające szaleńczo. Uśmiechała się kpiąco. Cho poznała ją.
To była Bellatrix.
W mgnieniu oka otworzyła drzwi, wyszła i
zatrzasnęła je z hukiem. Za nimi wyjęła różdżkę. Odetchnęła
głęboko, po czym szybko weszła do pomieszczenia, gotowa zmierzyć
się z Lestrange. Jednak nie było jej. Podbiegła do okna bez szyby
i wyjrzała przez nie. Ujrzała tylko jasne, przyprószone już
śniegiem błonia. Niespodziewanie zdała sobie sprawę, że niedługo
Boże Narodzenie. Cieszyła się, ale ciągle dręczyła ją jedna
myśl – co Bellatrix robiła w Hogwarcie ? Czyżby chciała
sprawdzić jak Ginny idzie wykonywanie zadanie ? Poczuła się
niezwykle zmęczona tym wszystkim. Nigdy nie miała na głowie tyle
zmartwień. Zawsze była szczęśliwa, chroniona przed wszelkimi
problemami. Miała kochających rodziców, wspaniałego chłopaka,
ale niedługo miała stracić najlepszą przyjaciółkę, a potem
różdżkę, bo jakoś nie szło jej nadrabianie zaległości. W
dodatku w tym roku zdawała OWUTEMY. Nie wiedziała jeszcze jakie, bo
miała sprzeczne uczucia co do swojej przyszłej pracy. Jednak
myślała też, z kim będzie w przyszłości. Postanowiła ożenić
się Harry'm. Mimo że wiedziała, jak dziecinnie to brzmi, ale to
właśnie czuła. Nagle na jej ramieniu wylądowała jakaś sowa.
Wyglądała pięknie: miała rudawe, gęste, przeplatane jasnymi
pasemkami futro, lśniący dzióbek i ciemne, inteligentne oczy. Była
dość duża i ciężka, więc Cho odwiązała list u jej nóżki, a
zwierzak odleciał. Patrzyła za nim długo, aż zniknął za
Zakazanym Lasem. Chwyciła kopertę i zerknęła na adresata:
Panna
Cho Chang
Sowiarnia
Hogwart
Obróciła kartkę, ale nadawcy nie było. Pomyślała,
że to może być podstęp, ale jednak ją otworzyła. W środku był
wyświechtany kawałek pergaminu. Wyjęła go i przeczytała:
Moja
droga Cho!
Wybacz,
że się nie przywitałam, ale musiałam jeszcze coś załatwić. Nie
martw się, mam przeczucie, że jeszcze się spotkamy.
Pozdrowienia
od:
B.
L.
B. L. ?! Kim jest
ten człowiek ? Bellatrix Lestrange...
Zemdlała.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
Długo musieliście czekać na ten rozdział, ale oto jest. Strasznie się cieszę, bo w sobotę i niedzielę jest w Poznaniu. Mam już zapasy żelek :D
Hej, hej, hej :D No, no, no... betunio... jesteś coraz lepsza! Może i rozdziały są krótkie, ale to nie wyklucza przecież twojego talentu! Ginny miałaby zabić Eliliot ? Dlaczego? Co ona Belli zrobiła? Cho spotkała Bellatrix w sowiarni? Jeżeli chodzi o Rona (podczas rozmowy z McGonagall) to go rozumiem. Chce uchronić siostrę. No ale kurcze... co Eliliot jej takiego złego zrobiła? :D .
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwieniem czekam na NN ! ;**
Pozdrawiam i ślę całuski, a przede wszystkim weny ! :D
G. Potter