sobota, 25 maja 2013

Rozdział VII


[B. L. ?! Kim jest ten człowiek ? Bellatrix Lestrange...

Zemdlała.]



~



-Cho... Obudź się... Cho... Chochi!

Dziewczyna gwałtownie usiadła na łóżku, co nie było dobrym pomysłem, bo poczuła tak silny ból głowy, że osunęła się z powrotem. No pięknie, była w skrzydle szpitalnym. Znowu.

-Chyba tu zamieszkam – mruknęła do siebie.

Usłyszała nad sobą śmiech, więc powoli uniosła głowę. Zobaczyła Harry'ego, który pokładał się ze śmiechu i Eliliot, która stała w nogach łóżka. Rzuciła przyjaciółce znaczące spojrzenie, a ta przewróciła oczami. Kiedy chłopak w końcu się opanował, wykrztusił:

-Och, bardzo się na tobie zawiodłem... Jak możesz mnie tak straszyć ? Tak właściwie, to co ci się stało ?

-Emm... - Chang zmieszała się, nie wiedząc, co powiedzieć – Po... po... poślizgnęłam się i upadłam – skłamała szybko.

-No to chyba bardzo nieszczęśliwie. Rozbiłaś sobie głowę o kant. To cud, że jeszcze żyjesz. Tak jak wtedy, kiedy zleciałaś z miotły...

-Nie przypominaj mi tego. Który dzisiaj jest ? - zapytała nagle czarnowłosa.

-1 grudnia, a co ?

-Jutro można jechać do Hogsmeade !

-Wiem, ale ty nie masz na co liczyć. Dopiero co umierałaś, a jutro już chcesz zwiedzać wioskę. Nie ma mowy – rzekł stanowczo chłopak.

-Nie będziesz mi rozkazywał ! Idę i tyle, nie muszę mieć twojego pozwolenia – odpyskowała ostro Cho.

Chłopak spojrzał na nią speszony, więc dodała łagodnie:

-Kotku... Ja naprawdę chcę pożyć normalnie...

Harry westchnął, po czym zerwał się z krzesła i ruszył do gabinetu pani Pomfrey. Chochi zrobiło się przykro, ale zwróciła głowę ku przyjaciółce, która powiedziała:

-Jeśli chcesz, mogę iść z tobą.

-Dzięki.

Chwilę pomilczały, aż nagle Eliliot spytała:

-Słuchaj, co ci się stało na transmutacji ? Tak nagle wyszłaś. McGonnagal przepytywała mnie i Van, czy przypadkiem czegoś nie wiemy...

-Ach, wiesz... Po prostu zakręciło mi się w głowie... - bąknęła ciemnooka.

Eliliot spojrzała na nią podejrzliwie, ale nie odpowiedziała, więc Cho odetchnęła z ulgą w myślach. Mało brakowało, a powiedziałaby jej całą prawdę. Nie mogła tego zrobić, po prostu nie mogła...

-Muszę już iść... Pa. - rzekła Eli i wyszła.

W tym momencie wrócił Harry.

-Załatwione – powiedział krótko, siadając przy jej łóżku.

-Ale co...?

-Możesz iść do Hogsmeade, pod warunkiem, że ja i Eliliot udamy się tam z tobą.

-Dziękuję, dziękuję ! – krzyknęła dziewczyna.

Chłopak uśmiechnął się smutno, przycisnął ją do swej piersi, po czym pocałował najmocniej, jak potrafił.

~



Nazajutrz Cho obudziła się o wschodzie słońca. Natychmiast usiadła i rozejrzała się wokół. Była sama, ale wszystko wydawało jej się normalne. Miała okropny koszmar. A było to tak:



Dziewczyna stała samotnie w środku lasu. Wszystkie drzewa okrywała biała kora, a między nimi unosiła się miękka, gęsta mgła koloru waty cukrowej. Było w tym coś tajemniczego. Nagle usłyszała krzyk. Odwróciła się na pięcie i zobaczyła przerażoną Eliliot biegnącą w jej kierunku. Miała na sobie szatę, która cała była w strzępach, potargane włosy, wyglądające jakby ktoś wyrywał je garściami i strużkę krwi na twarzy. Odruchowo otworzyła ramiona, by chwycić przyjaciółkę. Jednak zanim Eli do niej dobiegła, zachłysnęła się, chwyciła za brzuch i padła na kolana. Przestraszona Cho wrzasnęła. Tymczasem z El zaczęło dziać się coś dziwnego. Rudowłosa Krukonka poczęła dyszeć jak po piętnastokilometrowym biegu, przewróciła się na bok i krzyczała. Zwijała się z bólu. Chochi nie mogła się ruszyć, choć tak bardzo chciała udzielić pomocy przyjaciółce. Oczy Eliliot wywróciły się, ukazując puste oczodoły. Cho przełamała się i zaczęła pędzić ku niej. Jednak czym szybciej biegła, tym bardziej Eli się oddalała. W końcu się poddała. Gdy zrozpaczona i zmęczona oparła się o drzewo, usłyszała śmiech. Śmiech B. L. …



-To nie może być prawda, to nie może być prawda, to nie może być prawda... - powtarzała sobie Chochi, usiłując powstrzymać łzy, które kapały jej na kolana. Skuliła się na łóżku i dyszała, zanosząc się płaczem. Kołysała się w przód i w tył, jakby to miało jej pomóc. Włosy przylepiły się do jej mokrego od potu czoła, a ręce wykręcały się same. Napuchnięte usta dziewczyny wciąż powtarzały te same słowa. Nieświadomie gryzła swoje knykcie.

W końcu nastolatkę zmorzył niespokojny sen, gdy tak leżała z pokrwawionymi od gryzienia rękami, cała lepka od potu i zapłakana.



~

Znów otworzyła oczy. Tym razem była godzina 9:00. Szybko wstała, dokładnie umyła się, ubrała i uczesała. Spojrzała na swoje dłonie, poznakowane licznymi, świeżymi rankami, z których znów płynęła krew. Nie mogła pójść z tym do pani Pomfrey, bo ta wysłałaby ją do Św. Munga jako psychicznie chorą. Postanowiła na razie chować ręce do kieszeń, a w drodze do Hogsmeade ubrać rękawiczki. To powinno wystarczyć. Westchnęła, po czym zapakowała do podręcznej torby trochę pieniędzy, szczotkę do włosów i inne drobiazgi, położyła ją na łóżku i ruszyła na śniadanie. Kiedy tylko weszła do Wielkiej Sali, zaległa cisza. Zmieszana Cho przystanęła, nie wiedząc co ze sobą począć. Podbiegła do niej Domi i trzymając ją za łokieć, pociągnęła ku Krukonom. Zarumieniona Chang usiadła koło Eliliot, po czym spojrzała na jedzenie. Jak zwykle wyglądało pysznie. Nie zważając na wciąż gapiących się na nią uczniów, zaczęła nieśmiało smakować budyniu śmietankowego. Kiedy zjadła cały, niczym duch pojawił się przy niej Harry.

-Cześć – przywitawszy się, zaczął całować ją prosto w usta.

Zażenowana Cho odepchnęła go.

-Cześć... Ludzie się gapią – szepnęła.

-To co ? Przyzwyczaiłem się. - zaśmiał się chłopak.

- Ale ja nie... Chodźmy już...

Zdziwiony chłopak chciał wziąć ją za rękę, ale ta wyszarpnęła się i krzyknęła:

-Nie dotykaj !

-Dlaczego ?

-To już moja sprawa ! Nie wtrącaj się !

-Dobrze, skoro tego sobie życzysz... - rzekł chłodno Harry.

Zdenerwowana dziewczyna wraz z przyjaciółką i chłopakiem wzięła płaszcz i rękawiczki, po czym wyszli na świeże powietrze. Padał gęsto śnieg. Nikogo nie szło rozpoznać w tej strasznej zawiei. Chang zmrużyła oczy i obwiązała się szczelnie niebiesko-białym szalem. Zeszli po szerokich schodach i skierowali się przez błonia ku bramie ze skrzydlatymi dzikami. Weszli do powozów, a one potoczyły się w stronę wioski.

~



Cho, Harry i Eliliot szli ulicami Hogsmeade podziwiając wystawy sklepów. Weszli do Miodowego Królestwa gdzie każdy kupił sobie wielkiego lizaka, który poprawił im humor. Eli nadal milczała, ale Chochi i Potter odzywali się do siebie choć półgębkiem. Ruszyli dalej uliczkami, rozglądając się wokoło, choć trudno było im coś zobaczyć w ogromnej śnieżycy. Nagle czarnowłosa wpadła na kogoś. Był to Seamus. Dziewczyna nie znała go za dobrze, kojarzyła tylko, że jest rok młodszy od niej, należy do Gryfonów no i... jest dość przystojny.

-Przepraszam – mruknęła cicho.

-Nie ma sprawy. Wpaść na tak śliczną dziewczynę to sama przyjemność. Mam szczęście. - chłopak uśmiechnął się do niej.

Ona również obdarzyła go ślicznym uśmiechem. Seam mrugnął i oddalił się. Harry spojrzał za nim ze złością.

-Co za palant. - stwierdził głośno.

-Nie gorszy niż ty ! - odpyskowała Cho.

Eli spojrzała na nich ze zdziwieniem.

-Co się z wami stało ? Byliście taką zgodną parą, jak dwie połówki jabłka ! - oskarżyła ich.

-Widocznie moja druga połówka się zmieniła – odparł gniewnie Potter, a Chang rzuciła mu spojrzenie pełne jadu.

Eliliot nie odzywała się już, bowiem nie chciała wszczynać kolejnej awantury. Nagle wpadła na pomysł.

-Wiecie co ? Brzuch mnie strasznie boli, wracam do zamku, pani Pomfrey mi pomoże... Bawcie się dobrze. - skłamała i odbiegła, zanim para zdążyła jej odpowiedzieć.

Szli dalej w milczeniu. Kiedy znaleźli się koło Trzech Mioteł, Harry rzekł:

-Muszę coś załatwić. Spotkamy się w zamku. Poradzisz sobie ?

-Jasne, przecież nie jestem dzieckiem ! - odparła dumnie Cho.

Dziewczyna ruszyła w stronę poczty, chcąc znów zobaczyć te wszystkie sowy, puchacze. Nie zawiodła się. Kiedy weszła, wszystkie łepki zwróciły się ku niej, a ona uśmiechnęła się. Kochała te ptaki.

-A może tak napiszę do taty ? Stęskniłam się... - mruknęła do siebie.

Pogrzebała w kieszeniach, wyjęła kawałek pergaminu i zielono-czarne pióro. Zaczęła skrobać po kartce. Kiedy skończyła, spojrzała z zadowoleniem na swój list.



Drogi tato!



Przepraszam, że tak dawno nie pisałam, ale nie był czasu. Przez ten upadek z miotły miałam mnóstwo lekcji do nadrobienia. Nie ogarniam tego wszystkiego. Jest jeden plus – chodzę z Harrym Potterem ! No wiesz, tym „Chłopcem, który przeżył”. Niestety, teraz nam się nie układa. Ciągle się kłócimy, w zasadzie warczymy na siebie. Mam nadzieję, że to się zmieni.

Wyobraź sobie, że wczoraj odwiedziłam sowiarnię, potknęłam się i uderzyłam głową o kant ! Bolało, ale nie martw się, nic mi nie jest. Czuję się wspaniale, choć dręczą mnie koszmary. To chyba normalne, prawda ?

Pozdrów mamusię !

Twoja,

Chochi



Zwinęła list i nabazgrała na odwrocie adres. Podeszła do małej, białej sówki, która pohukiwała żałośnie. Cho przywiązała do jej nóżki pergamin i szepnęła:

-Miłego lotu...

Sówka wzbiła się w powietrze i wyleciała przez okienko w ścianie prosto w śnieżycę. Cho także wyszła z pomieszczenia, a potem skierowała się w stronę zamku, marząc o ciepłym łóżku. Nagle zobaczyła parę, która całowała się na poboczu. Właściwie to przyssali się do siebie jak pijawki. Chłopak miał zanurzone ręce w jej włosach, a dziewczyna obejmowała go mocno za szyję. Chang podeszła ukradkiem bliżej, aby zobaczyć, kto to. Rozpoznała rude włosy Ginny Weasley, uczennicy 5 klasy i... czarne włosy chłopaka. Zszokowana Cho podeszła jeszcze bliżej. Zobaczyła... Harry'ego. Obłapiał tą rudą małpę !
 
Czarnowłosej zebrały się łzy w oczach. Wyszarpnęła Gin z uścisku swojego chłopaka, przydusiła ją do ściany i przyłożyła jej różdżkę do gardła.

-Ty... ty... Ty suko ! - wrzasnęła Chochi.

-Cho! - krzyknął chłopak.

Ginny oddychała szybko, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w Chang, z wyraźnym strachem.

-Puść ją... - powiedział spokojnie Harry.

Cho nie ruszyła się z miejsca.

-Expelliarmus – mruknął Potter, a różdżka Krukonki pofrunęła ku niemu.

Dziewczyna odwróciła się do niego.

-Słuchaj, Cho... - zaczął chłopak.

Czarnowłosa potrząsnęła głową. Z jej oczu pociekły łzy. Wytarła je ręką. Wyjęła różdżkę z dłoni zielonookiego i szepnęła:

-Jak mogłeś ? Przecież ci ufałam.

Chłopak kilkakrotnie otworzył usta, ale nic nie powiedział.

-Wiedziałam. Nie zależało ci na mnie. - chlipnęła ciemnooka i puściła się biegiem do zamku.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Cześć ! :D
Długo trzeba było czekać na ten rozdział, ale nareszcie jest ! Postarałam się jak najciekawiej pisać i osobiście jestem zadowolona. A wy ? Proszę o komentarze ! ;)

3 komentarze:

  1. Moja ty beto ! ;*
    Świetnie! Jak czytałam ten sen... dreszcze mi chodziły. To było takie realistyczne! Jak Harry mógł zranić Cho? Może i lubię pairing Hinny, lecz skoro on jest z panną Chang, to niech nie całuje się z innymi.
    Warto było czekać na tę notkę ;)
    Przepraszam, że tak krótko, ale nie mam już weny na dzisiaj. Wczoraj wyczerpałam ją.
    Pozdrawiam i dużo weny ;D
    G.P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka :D
    Zostałaś/eś nominowana/y do Liebster Blog Award ! Gratuluję :3 http://zakazana-milosc-moze-byc-slodka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, ale ja się już w takie coś nie bawię :)

      Usuń