[B.
L. ?! Kim jest ten człowiek ? Bellatrix Lestrange...
Zemdlała.]
~
-Cho... Obudź
się... Cho... Chochi!
Dziewczyna
gwałtownie usiadła na łóżku, co nie było dobrym pomysłem, bo
poczuła tak silny ból głowy, że osunęła się z powrotem. No
pięknie, była w skrzydle szpitalnym. Znowu.
-Chyba tu zamieszkam
– mruknęła do siebie.
Usłyszała nad sobą
śmiech, więc powoli uniosła głowę. Zobaczyła Harry'ego, który
pokładał się ze śmiechu i Eliliot, która stała w nogach łóżka.
Rzuciła przyjaciółce znaczące spojrzenie, a ta przewróciła
oczami. Kiedy chłopak w końcu się opanował, wykrztusił:
-Och, bardzo się na
tobie zawiodłem... Jak możesz mnie tak straszyć ? Tak właściwie,
to co ci się stało ?
-Emm... - Chang
zmieszała się, nie wiedząc, co powiedzieć – Po... po...
poślizgnęłam się i upadłam – skłamała szybko.
-No to chyba bardzo
nieszczęśliwie. Rozbiłaś sobie głowę o kant. To cud, że
jeszcze żyjesz. Tak jak wtedy, kiedy zleciałaś z miotły...
-Nie przypominaj mi
tego. Który dzisiaj jest ? - zapytała nagle czarnowłosa.
-1 grudnia, a co ?
-Jutro można jechać
do Hogsmeade !
-Wiem, ale ty nie
masz na co liczyć. Dopiero co umierałaś, a jutro już chcesz
zwiedzać wioskę. Nie ma mowy – rzekł stanowczo chłopak.
-Nie będziesz mi
rozkazywał ! Idę i tyle, nie muszę mieć twojego pozwolenia –
odpyskowała ostro Cho.
Chłopak spojrzał
na nią speszony, więc dodała łagodnie:
-Kotku... Ja
naprawdę chcę pożyć normalnie...
Harry westchnął,
po czym zerwał się z krzesła i ruszył do gabinetu pani Pomfrey.
Chochi zrobiło się przykro, ale zwróciła głowę ku przyjaciółce,
która powiedziała:
-Jeśli chcesz, mogę
iść z tobą.
-Dzięki.
Chwilę pomilczały,
aż nagle Eliliot spytała:
-Słuchaj, co ci się
stało na transmutacji ? Tak nagle wyszłaś. McGonnagal przepytywała
mnie i Van, czy przypadkiem czegoś nie wiemy...
-Ach, wiesz... Po
prostu zakręciło mi się w głowie... - bąknęła ciemnooka.
Eliliot spojrzała
na nią podejrzliwie, ale nie odpowiedziała, więc Cho odetchnęła
z ulgą w myślach. Mało brakowało, a powiedziałaby jej całą
prawdę. Nie mogła tego zrobić, po prostu nie mogła...
-Muszę już iść...
Pa. - rzekła Eli i wyszła.
W tym momencie
wrócił Harry.
-Załatwione –
powiedział krótko, siadając przy jej łóżku.
-Ale co...?
-Możesz iść do
Hogsmeade, pod warunkiem, że ja i Eliliot udamy się tam z tobą.
-Dziękuję,
dziękuję ! – krzyknęła dziewczyna.
Chłopak uśmiechnął
się smutno, przycisnął ją do swej piersi, po czym pocałował
najmocniej, jak potrafił.
~
Nazajutrz Cho
obudziła się o wschodzie słońca. Natychmiast usiadła i
rozejrzała się wokół. Była sama, ale wszystko wydawało jej się
normalne. Miała okropny koszmar. A było to tak:
Dziewczyna
stała samotnie w środku lasu. Wszystkie drzewa okrywała biała
kora, a między nimi unosiła się miękka, gęsta mgła koloru waty
cukrowej. Było w tym coś tajemniczego. Nagle usłyszała krzyk.
Odwróciła się na pięcie i zobaczyła przerażoną Eliliot
biegnącą w jej kierunku. Miała na sobie szatę, która cała była
w strzępach, potargane włosy, wyglądające jakby ktoś wyrywał je
garściami i strużkę krwi na twarzy. Odruchowo otworzyła ramiona,
by chwycić przyjaciółkę. Jednak zanim Eli do niej dobiegła,
zachłysnęła się, chwyciła za brzuch i padła na kolana.
Przestraszona Cho wrzasnęła. Tymczasem z El zaczęło dziać się
coś dziwnego. Rudowłosa Krukonka poczęła dyszeć jak po
piętnastokilometrowym biegu, przewróciła się na bok i krzyczała.
Zwijała się z bólu. Chochi nie mogła się ruszyć, choć tak
bardzo chciała udzielić pomocy przyjaciółce. Oczy Eliliot
wywróciły się, ukazując puste oczodoły. Cho przełamała się i
zaczęła pędzić ku niej. Jednak czym szybciej biegła, tym
bardziej Eli się oddalała. W końcu się poddała. Gdy zrozpaczona
i zmęczona oparła się o drzewo, usłyszała śmiech. Śmiech B. L.
…
-To nie może być
prawda, to nie może być prawda, to nie może być prawda... -
powtarzała sobie Chochi, usiłując powstrzymać łzy, które kapały
jej na kolana. Skuliła się na łóżku i dyszała, zanosząc się
płaczem. Kołysała się w przód i w tył, jakby to miało jej
pomóc. Włosy przylepiły się do jej mokrego od potu czoła, a ręce
wykręcały się same. Napuchnięte usta dziewczyny wciąż
powtarzały te same słowa. Nieświadomie gryzła swoje knykcie.
W końcu nastolatkę
zmorzył niespokojny sen, gdy tak leżała z pokrwawionymi od
gryzienia rękami, cała lepka od potu i zapłakana.
~
Znów otworzyła
oczy. Tym razem była godzina 9:00. Szybko wstała, dokładnie umyła
się, ubrała i uczesała. Spojrzała na swoje dłonie, poznakowane
licznymi, świeżymi rankami, z których znów płynęła krew. Nie
mogła pójść z tym do pani Pomfrey, bo ta wysłałaby ją do Św.
Munga jako psychicznie chorą. Postanowiła na razie chować ręce do
kieszeń, a w drodze do Hogsmeade ubrać rękawiczki. To powinno
wystarczyć. Westchnęła, po czym zapakowała do podręcznej torby
trochę pieniędzy, szczotkę do włosów i inne drobiazgi, położyła
ją na łóżku i ruszyła na śniadanie. Kiedy tylko weszła do
Wielkiej Sali, zaległa cisza. Zmieszana Cho przystanęła, nie
wiedząc co ze sobą począć. Podbiegła do niej Domi i trzymając
ją za łokieć, pociągnęła ku Krukonom. Zarumieniona Chang
usiadła koło Eliliot, po czym spojrzała na jedzenie. Jak zwykle
wyglądało pysznie. Nie zważając na wciąż gapiących się na nią
uczniów, zaczęła nieśmiało smakować budyniu śmietankowego.
Kiedy zjadła cały, niczym duch pojawił się przy niej Harry.
-Cześć –
przywitawszy się, zaczął całować ją prosto w usta.
Zażenowana Cho
odepchnęła go.
-Cześć... Ludzie
się gapią – szepnęła.
-To co ?
Przyzwyczaiłem się. - zaśmiał się chłopak.
- Ale ja nie...
Chodźmy już...
Zdziwiony chłopak
chciał wziąć ją za rękę, ale ta wyszarpnęła się i krzyknęła:
-Nie dotykaj !
-Dlaczego ?
-To już moja sprawa
! Nie wtrącaj się !
-Dobrze, skoro tego
sobie życzysz... - rzekł chłodno Harry.
Zdenerwowana
dziewczyna wraz z przyjaciółką i chłopakiem wzięła płaszcz i
rękawiczki, po czym wyszli na świeże powietrze. Padał gęsto
śnieg. Nikogo nie szło rozpoznać w tej strasznej zawiei. Chang
zmrużyła oczy i obwiązała się szczelnie niebiesko-białym
szalem. Zeszli po szerokich schodach i skierowali się przez błonia
ku bramie ze skrzydlatymi dzikami. Weszli do powozów, a one
potoczyły się w stronę wioski.
~
Cho, Harry i Eliliot
szli ulicami Hogsmeade podziwiając wystawy sklepów. Weszli do
Miodowego Królestwa gdzie każdy kupił sobie wielkiego lizaka,
który poprawił im humor. Eli nadal milczała, ale Chochi i Potter
odzywali się do siebie choć półgębkiem. Ruszyli dalej uliczkami,
rozglądając się wokoło, choć trudno było im coś zobaczyć w
ogromnej śnieżycy. Nagle czarnowłosa wpadła na kogoś. Był to
Seamus. Dziewczyna nie znała go za dobrze, kojarzyła tylko, że
jest rok młodszy od niej, należy do Gryfonów no i... jest dość
przystojny.
-Przepraszam –
mruknęła cicho.
-Nie ma sprawy.
Wpaść na tak śliczną dziewczynę to sama przyjemność. Mam
szczęście. - chłopak uśmiechnął się do niej.
Ona również
obdarzyła go ślicznym uśmiechem. Seam mrugnął i oddalił się.
Harry spojrzał za nim ze złością.
-Co za palant. -
stwierdził głośno.
-Nie gorszy niż ty
! - odpyskowała Cho.
Eli spojrzała na
nich ze zdziwieniem.
-Co się z wami
stało ? Byliście taką zgodną parą, jak dwie połówki jabłka !
- oskarżyła ich.
-Widocznie moja
druga połówka się zmieniła – odparł gniewnie Potter, a Chang
rzuciła mu spojrzenie pełne jadu.
Eliliot nie odzywała
się już, bowiem nie chciała wszczynać kolejnej awantury. Nagle
wpadła na pomysł.
-Wiecie co ? Brzuch
mnie strasznie boli, wracam do zamku, pani Pomfrey mi pomoże...
Bawcie się dobrze. - skłamała i odbiegła, zanim para zdążyła
jej odpowiedzieć.
Szli dalej w
milczeniu. Kiedy znaleźli się koło Trzech Mioteł, Harry rzekł:
-Muszę coś
załatwić. Spotkamy się w zamku. Poradzisz sobie ?
-Jasne, przecież
nie jestem dzieckiem ! - odparła dumnie Cho.
Dziewczyna ruszyła
w stronę poczty, chcąc znów zobaczyć te wszystkie sowy, puchacze.
Nie zawiodła się. Kiedy weszła, wszystkie łepki zwróciły się
ku niej, a ona uśmiechnęła się. Kochała te ptaki.
-A może tak napiszę
do taty ? Stęskniłam się... - mruknęła do siebie.
Pogrzebała w
kieszeniach, wyjęła kawałek pergaminu i zielono-czarne pióro.
Zaczęła skrobać po kartce. Kiedy skończyła, spojrzała z
zadowoleniem na swój list.
Drogi
tato!
Przepraszam,
że tak dawno nie pisałam, ale nie był czasu. Przez ten upadek z
miotły miałam mnóstwo lekcji do nadrobienia. Nie ogarniam tego
wszystkiego. Jest jeden plus – chodzę z Harrym Potterem ! No
wiesz, tym „Chłopcem, który przeżył”. Niestety, teraz nam się
nie układa. Ciągle się kłócimy, w zasadzie warczymy na siebie.
Mam nadzieję, że to się zmieni.
Wyobraź
sobie, że wczoraj odwiedziłam sowiarnię, potknęłam się i
uderzyłam głową o kant ! Bolało, ale nie martw się, nic mi nie
jest. Czuję się wspaniale, choć dręczą mnie koszmary. To chyba
normalne, prawda ?
Pozdrów
mamusię !
Twoja,
Chochi
Zwinęła list i
nabazgrała na odwrocie adres. Podeszła do małej, białej sówki,
która pohukiwała żałośnie. Cho przywiązała do jej nóżki
pergamin i szepnęła:
-Miłego lotu...
Sówka wzbiła się
w powietrze i wyleciała przez okienko w ścianie prosto w śnieżycę.
Cho także wyszła z pomieszczenia, a potem skierowała się w
stronę zamku, marząc o ciepłym łóżku. Nagle zobaczyła parę,
która całowała się na poboczu. Właściwie to przyssali się do
siebie jak pijawki. Chłopak miał zanurzone ręce w jej włosach, a
dziewczyna obejmowała go mocno za szyję. Chang podeszła ukradkiem
bliżej, aby zobaczyć, kto to. Rozpoznała rude włosy Ginny
Weasley, uczennicy 5 klasy i... czarne włosy chłopaka. Zszokowana
Cho podeszła jeszcze bliżej. Zobaczyła... Harry'ego. Obłapiał tą
rudą małpę !
Czarnowłosej zebrały się łzy w oczach.
Wyszarpnęła Gin z uścisku swojego chłopaka, przydusiła ją do
ściany i przyłożyła jej różdżkę do gardła.
-Ty... ty... Ty suko
! - wrzasnęła Chochi.
-Cho! - krzyknął
chłopak.
Ginny oddychała
szybko, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w Chang, z wyraźnym
strachem.
-Puść ją... -
powiedział spokojnie Harry.
Cho nie ruszyła się
z miejsca.
-Expelliarmus
– mruknął Potter, a różdżka Krukonki pofrunęła ku niemu.
Dziewczyna odwróciła
się do niego.
-Słuchaj, Cho... -
zaczął chłopak.
Czarnowłosa
potrząsnęła głową. Z jej oczu pociekły łzy. Wytarła je ręką.
Wyjęła różdżkę z dłoni zielonookiego i szepnęła:
-Jak mogłeś ?
Przecież ci ufałam.
Chłopak
kilkakrotnie otworzył usta, ale nic nie powiedział.
-Wiedziałam. Nie
zależało ci na mnie. - chlipnęła ciemnooka i puściła się
biegiem do zamku.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Cześć ! :D
Długo trzeba było czekać na ten rozdział, ale nareszcie jest ! Postarałam się jak najciekawiej pisać i osobiście jestem zadowolona. A wy ? Proszę o komentarze ! ;)
Moja ty beto ! ;*
OdpowiedzUsuńŚwietnie! Jak czytałam ten sen... dreszcze mi chodziły. To było takie realistyczne! Jak Harry mógł zranić Cho? Może i lubię pairing Hinny, lecz skoro on jest z panną Chang, to niech nie całuje się z innymi.
Warto było czekać na tę notkę ;)
Przepraszam, że tak krótko, ale nie mam już weny na dzisiaj. Wczoraj wyczerpałam ją.
Pozdrawiam i dużo weny ;D
G.P.
Hejka :D
OdpowiedzUsuńZostałaś/eś nominowana/y do Liebster Blog Award ! Gratuluję :3 http://zakazana-milosc-moze-byc-slodka.blogspot.com/
Dzięki, ale ja się już w takie coś nie bawię :)
Usuń