wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział XIV

Hej :D Kolejny, XIV rozdział przed Wami. Mam pewną radę. Kiedy będziecie czytać pożegnanie Cho z Seamusem, puśćcie sobie piosenkę ,,Under" Alex Hepburn. Naprawdę wzrusza :) Bynajmniej mnie.
 
 
 
[Pojęła, o co mu chodzi. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Przytuliła go mocno. Wiedziała, że będą razem. Pomimo wszystko.]



Cho stała przed lustrem w dormitorium, przyglądając się swemu odbiciu. Chciała wyglądać jak najlepiej, w końcu za chwilę miała pożegnać się z całą szkołą... i wrócić do domu. Nie mogła uwierzyć, jak szybko minęło to siedem lat. Jeszcze niedawno Tiara Przydziału, spoczywająca na jej małej główce, wywrzaskiwała ,,Ravenclaw!” nad jej uchem, a wszyscy Krukoni wiwatowali. Wspominała też moment, kiedy zobaczyła czarnowłosego chłopca, stojącego w kolejce do stołka. Przypatrywała się mu uważnie, dopóki nie spojrzał na nią i nie mrugnął tymi swoimi zielonymi oczami. Wtedy uśmiechnęła się do niego nieśmiało, a ten odwzajemnił uśmiech. Bezgłośnie wyszeptała ,,Powodzenia”, a ten kiwnął głową w podziękowaniu. Jakież było jej rozczarowanie, gdy trafił do Gryfonów... Dopiero później dowiedziała się, kto to był.

Harry James Potter.

Chłopiec, który przeżył.

Wybraniec.

Jej ukochany.

Odetchnęła i zmusiła się do szerokiego uśmiechu. Wyglądał sztucznie, jednak na nic więcej nie zdołała się zdobyć. Przygładziła jedną ręką niebieską sukienkę z koronki, sięgającą jej do kolan. Dostała ją od Harry'ego, specjalnie na tą okazję. Była prześliczna, zbyt piękna, aby żegnać się w niej z przyjaciółmi, znajomymi, wiedząc, że być może już nigdy się nie spotkacie. Ale tak było z Olivierem.

Olivier Pazzi pochodził z Włoch. Kiedy Chochi miała sześć lat, przyjechał wraz ze swoją matką do Axela, starego znajomego pani Pazzi. Oliv i Cho od razu się zaprzyjaźnili. Byli nierozłączni. Chłopiec miał blond włosy i czekoladowe oczy, w których można było zatonąć. Jego znakiem rozpoznawczym był łobuzerski uśmiech. Nigdy nie tracił humoru, dlatego zawsze potrafił rozśmieszyć swoją przyjaciółkę.

Niestety, wszystko, co dobre, przemija. Po jakimś czasie musieli wyjechać. Olivier przy pożegnaniu ujął drobną dłoń dziewczynki i pocałował ją. Obiecał, że przyjedzie.

Jednak lata mijały, a on nie przyjeżdżał. Od ojca dowiedziała się, że przeszedł ciężkie zapalenie płuc. Później nie mieli żadnego kontaktu z Pazzimi. Nawet nie wiedziała, czy jej dawny przyjaciel żyje.

Pojedyncza łza stoczyła się po policzku, jednak ta szybko ją otarła. Jeszcze będzie czas na płakanie.

Nagle do pokoju weszła Eli. Stanęła w drzwiach i uśmiechnęła się do Cho.

-Hej, mała. Wszyscy już na ciebie czekają, a ty sterczysz przed lustrem.

Chang już miała zaprzeczyć, kiedy Eliliot zaśmiała się i podeszła do niej. Stanęła koło niej i szepnęła, wpatrując się w odbicie:

-Ja wiem... Nie martw się. Jesteś silna i piękna. Zupełnie jak wzór.

-Nie jestem wzorem. Nie jestem silna ani piękna – westchnęła Cho – Jestem słaba. To wszystko mnie przerasta...

-Słuchaj... - El chwyciła ją za ramiona i przyciągnęła do siebie – Widzę tutaj nas obie. I myślę, że ta czarna będzie w przyszłości kimś wielkim. A ruda zostanie tylko jej dawną przyjaciółką ze szkoły, nikim więcej... Jesteśmy tacy mali, tyle jest ludzi na świecie. A ja wiem, że ty wyróżnisz się z tłumu. Będziesz ważna.

-Jest jedna osoba, która nigdy cię nie zapomni... - ciemnooka przytuliła ją do siebie.

Przez chwilę stały w milczeniu. Po chwili Eliliot powiedziała:

-Czas zejść na dół i się pożegnać...

Cho nie była w stanie nic wykrztusić, więc kiwnęła głową i razem poszły w kierunku Drzwi Wejściowych. Przed wrotami zgromadziło się już sporo uczniów, żegnających się z młodszymi kolegami i koleżankami. Prawdziwa rozpacz nastąpi na peronie, kiedy wszyscy z tego samego rocznika będą się opuszczać... może na zawsze.

Chang podbiegła do Seamusa. Spojrzała na niego i słowa ugrzęzły jej w gardle. On również był blady jak ściana. Wyciągnął rękę i delikatnie pogłaskał ją po policzku. Przytrzymała jego dłoń przy swojej skórze. Patrzyli sobie w oczy.

-Kiedyś znajdziesz kogoś, kto cię uszczęśliwi... - zaczęła Cho.

-Już znalazłem. - przerwał jej Seam.

-Nie, Seamus. Ja wybrałam swoją drogę.

-I nie tam miejsca dla mnie ? - zapytał z rozpaczą.

Chochi potrząsnęła głową i przytuliła się do niego. Był taki ciepły... Po chwili odsunęła się od niego.

-Może się już nie zobaczymy.

-Nie. Ja cię znajdę. Gdziekolwiek będziesz.

Na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech.

-Chciałbym, żebyś wiedziała, że... że... - Finnigan zawahał się – Że nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty. I nigdy cię nie zapomnę.

Cho otworzyła usta, jednak ją uciszył.

-Posłuchaj.

Ujął ją za rękę. Z jego oczu wyłoniły się łzy, a na twarzy wykwitł rozpaczliwy uśmiech.

-Wiesz co ? Mogłem ci dać tak wiele. Ze mną... Ze mną nie miałabyś tylu problemów. Mógłbym cię chronić. Ale ty... Ty wybrałaś. Swoim wyborem złamałaś mi serce. Ściągnęłaś w dół. Jednak pozbierałem się i jestem tu. Zawsze będę, kiedy tylko będziesz mnie potrzebowała. Bo ja nadal cię kocham, nawet jeśli ty mnie nie. Kiedy będziesz grać na gitarze, którą ci dałem, pomyśl o mnie.

Dziewczyna wypowiedziała jedyną myśl, jaka przyszła jej do głowy:

-Przepraszam.

Seamus uśmiechnął się raz jeszcze i przyciągnął ją do siebie, chwilę przytrzymał, po czym odsunął i rzekł:

-Idź... Inni na ciebie czekają.

Cho odwróciła się od niego i wpadła prosto w ramiona Hermiony.

-Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy... - szepnęła.

-Ja to wiem. - odrzekła dobitnie Miona.

Chang zaśmiała się. Jeszcze raz przytuliła przyjaciółkę, po czym pożegnała się jeszcze z kilkoma znajomymi.

-Czas ruszać ! - krzyknął Filch.

Cho ujęła jedną ręką dłoń Harry'ego, a drugą Eliliot.

-No to jedziemy.

Wsiedli do powozów, które ruszyły w kierunku stacji.

Kiedy już usiedli w przedziale razem z Domi i Van, Chang spytała Eli:

-Gdzie Pruddence ?

Domenica cała zesztywniała.

-Siedzi ze Ślizgonami. Znalazła w końcu przyjaciół, którzy są tak parszywi jak ona.

- odparła złośliwie El.

Harry przysunął się do ucha Cho i spytał cicho:

-Miałaś jakieś wieści od Tonks ?

-Nie.

Nadal nie udało im się złapać Lestrange. Była jak wiatr. Kiedy tylko ktoś ją zauważył, znikała bez śladu. Na dodatek Eliliot nadal nie miała pojęcia o tym, że Bella na nią poluje. Cho pocieszała się, że przynajmniej teraz umie się obronić. W głębi duszy jednak wiedziała, że się oszukuje. Jej przyjaciółka była w ogromnym niebezpieczeństwie.

-A jak tam Kim ? - spytał nagle Domi.

-Nie wiem. Ciocia niedawno zabrała ją do św. Munga i od tego czasu nie mam od nich żadnych wieści. - westchnęła.

Reszta podróży minęła im w milczeniu. Wszyscy byli zbyt przerażeni zbliżającym się rozstaniem.

W końcu wysiedli z pociągu. Na peronie czekał już Axel i rodzice innych dziewczyn. Dali im czas na pożegnanie, jednak nie wiedziały, co powiedzieć.

-Będę o was pamiętać. Nawet gdybyśmy już nigdy się nie ujrzały – zaczęła Van.

-Na pewno się spotkamy ! - zaprzeczyła Cho.

W tym momencie jakby coś w nich pękło. Odepchnęły Pottera i wszystkie cztery rzuciły się sobie w ramiona. Płakały rzęsiście i zasypywały się obietnicami. W końcu Van i Domi poszły do rodziców, a Chang została z El.

-Trzymaj się, Eliliot. Jeśli coś będzie cię trapić, przyjdź do mnie. Jestem twoją przyjaciółką. Wysłucham cię. - zapewniła ją.

-Wiem... - odparła – Ty pamiętaj, że nawet jeśli nie będziemy widziały się długi czas, to nadal będziemy sobie bliskie. W końcu zawsze to sobie obiecujemy, prawda ?

Chochi pokiwała głową i jeszcze raz przytuliła Eli.

-Do zobaczenia.

-Do zobaczenia.

Cho i Harry podeszli do Axela. Spojrzał stanowczo na chłopaka i powiedział:

-Ja odprowadzę MOJĄ córkę do MOJEGO domu.

Potter zaśmiał się. Pocałował Chang w policzek i obiecał, że później przyjdzie.

Ax objął Chochi ramieniem i poprowadził w kierunku samochodu.

Kiedy wreszcie przybyli do domu, a dziewczyna przywitała się z mamą, ruszyła do swojego pokoju. Nie rozpakowała się, tylko od razu wyjęła gitarę. Delikatnie dotknęła jej strun. Rozległ się cichy dźwięk. Przypomniała sobie słowa Seamusa. ,,Mogłem ci dać tak wiele. Ze mną... Ze mną nie miałabyś tylu problemów. Mógłbym cię chronić. Ale ty... Ty wybrałaś. Swoim wyborem złamałaś mi serce. Ściągnęłaś w dół. Jednak pozbierałem się i jestem tu. Zawsze będę, kiedy tylko będziesz mnie potrzebowała. Bo ja nadal cię kocham, nawet jeśli ty mnie nie. Kiedy będziesz grać na gitarze, którą ci dałem, pomyśl o mnie.”. Zaczęła grać na gitarze. Po chwili z jej ust popłynęły słowa, które zamieniły się w piosenkę:




Nie pogrzebuj mnie
Nie opuszczaj mnie
Nie mów, że to koniec
Bo to mogłoby mnie posłać na dno
Pod ziemię
Nie mów tych słów
Chcę żyć, lecz twoje słowa mogą mnie zabić
Tylko Ty możesz posłać mnie na dno, dno, dno

Umieram za każdym razem kiedy odchodzisz
Nie zostawiaj mnie samej sobie
Popatrz, boję się
ciemności i moich demonów
Głosów, mówiących, że nic już nie będzie dobrze
Czuję to w sercu, duszy, umyśle, że tracę
Ciebie, mnie, Ty obrażasz
Każdy powód, który mi pozostał by żyć

Nie pogrzebuj mnie
Nie opuszczaj mnie
Nie mów, że to koniec
Bo to mogłoby mnie posłać na dno
Pod ziemię
Nie mów tych słów
Chcę żyć, lecz twoje słowa mogą mnie zabić
Tylko Ty możesz posłać mnie na dno.

Utracone zaufanie, 21 gramów duszy
Cały rozsądek, jaki kiedykolwiek miałam… przepadł
Ale ja wciąż oddycham
Przez burzę, ogień i szaleństwo
Tylko po to byś zestrzelił mnie ponownie
Ale ja nadal oddycham!
Czuję to w żyłach, skórze, kościach, ze tracę
Ciebie, mnie, gmatwasz wszelkie powody pozostałe do życia.

Nie pogrzebuj mnie
Nie opuszczaj mnie
Nie mów, że to koniec
Bo to mogłoby mnie posłać na dno
Pod ziemię
Nie mów tych słów
Chcę żyć, lecz twoje słowa mogą mnie zabić
Tylko Ty możesz posłać mnie na dno

Biegną za Tobą, ale Ty nie oglądasz się za siebie
Słowa które wypowiedziałam i nie mogę cofnąć,
Wyciągam rękę, ale nie mogę Cię zatrzymać, nie
Biegnąc za tobą, ale Ty nie oglądasz się za siebie
Słowa które wypowiedziałam i nie mogę cofnąć,
Wyciągam rękę, ale nie mogę Cię zatrzymać.

Nie pogrzebuj mnie
Nie opuszczaj mnie
Nie mów, że to koniec
Bo to mogłoby mnie posłać na dno
Pod ziemię
Nie mów tych słów
Chcę żyć, lecz twoje słowa mogą mnie zabić
Tylko Ty możesz posłać mnie na dno*



Ze strun wydobyła się ostatnia nuta, a z oczu Cho popłynęła pierwsza łza. Było ich więcej. Po chwili instrument był na podłodze, a dziewczyna leżała skulona na łóżku. Płakała za tym, czego nie mogła dać Seamusowi. A przecież zależało jej na nim. Tylko że nie w ten sposób, jak jemu na niej.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Alex Hepburn - Under.

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział XIII


[Ron podniósł kartkę i odczytał parę słów nabazgranych na szybko:



Znaleźliśmy Kimiko. Jest słaba, ale żyje.

Tonks]



Cho pędziła korytarzami w kierunku skrzydła szpitalnego, zostawiając wszystkich w tyle. Wołali, żeby zwolniła, ale ona pruła dalej, wiedząc, że tam jest Kim. Przy drzwiach dogonili ją, a Harry chwycił ją za rękę. Stała, wpatrzona we wrota. Nagle ogarnął ją strach. A co jeśli mała jest w tak ciężkim stanie, że nie zdołają jej uratować ? Jej głowę przeszył straszny ból. Wstrzymała oddech, bo powietrze kuło ją w płucach. Jednak uścisk dłoni Pottera dał jej siłę wejść do sali. Otworzyła drzwi i ruszyła w kierunku łóżka otoczonego przez dorosłych, czyli dyrektora, profesora Flitwicka, Tonks, Kingsleya i ciocię. Ciotka płakała, pochylając się nad wątłym ciałkiem leżącym na białym prześcieradle. Dziecko miało ubranie w strzępach, potargane włosy, blizny na rękach i twarzy oraz straszne cienie pod oczami. Cho zdała sobie sprawę, że to Kimmy. Nie poznała jej na początku, tak bardzo była skatowana. Chochi podeszła do łóżka, a pozostali rozstąpili się w milczeniu, aby zrobić jej przejście. Dziewczyna dotknęła policzka Kimiko, przełykając słone łzy. Nie ruszała się, tylko cichy, płytki oddech świadczył o tym, że żyje.

-Co z nią ? - odezwała się Chang.

Nagle zjawiła się pani Pomfrey i to ona odpowiedziała na pytanie:

-Jest w strasznym stanie. Ledwo żyje, chyba to widać. Postaram się jak będę mogła, ale nic nie obiecuję.

-Wygląda na to, że Lestrange torturowała ją Cruciatusem, lecz także pocięła ją sztyletem, stąd te blizny. Widać, że nie raz miotała ją o ścianę, zahaczając o coś ostrego, dlatego ma ubranie w strzępach – rzekł Kingsley.

-Mówisz o niej, jakby była przedmiotem, w którym można byłoby ocenić straty ! - wrzasnęła Cho.

-Spokojnie... - skarcił ją Dumbledore, po czym zwrócił się do Tonks – Gdzie ją znaleźliście ?

-Podążyliśmy za śladem Bellatrix i znaleźliśmy ją w starej chacie, na granicy Czech i Polski. Leżała w ciemnym kącie. Na początku myśleliśmy, że nie żyje, jednak zobaczyliśmy, iż oddycha. Szybko napisałam wiadomość do panny Chang, a potem przetransportowaliśmy ją tutaj.

Albus pokiwał głową, patrząc na dziewczynkę. Po chwili wyciągnął rękę i delikatnie pogłaskał ją po włosach. Skinął głową na pozostałych, a potem wyszedł. Za nim podążyli dorośli, zostawiając Harry'ego i Cho sam na sam z Kim. Chochi ponownie pogłaskała ją po policzku. Rozpłakała się na dobre. Potter objął ją, a ona do niego przylgnęła. Wtem Kim otworzyła lekko oczy. Zamrugała i spojrzała na czarnowłosą.

-Cho... nic ci nie jest ? - zapytała ochryple.

-Nie, kaczuszko... - odparła wzruszona.

-To dobrze...

Mała zamknęła oczy i zasnęła kamiennym snem. Chang szepnęła do zielonookiego:

-Odzyskałam nadzieję...

~

19 czerwca



-Harry, Harry ! Już po wszystkim !

Cho rzuciła się chłopakowi na szyję. Właśnie miała za sobą wszystkie egzaminy – owutemy.

-I jak ? - spytał.

-Nie wiem... - zaśmiała się – Mam nadzieję, że nie aż tak źle... Na pewno lepiej od Pruddence – dodała.

-Ej ! - zawołał czarnowłosy – Nigdy nie byłaś taka... złośliwa. Co z tobą ?

-Przepraszam. To przez ten cały stres. - westchnęła.

Pochylił się i pocałował ją lekko. Spojrzał w jej oczy i zapytał z delikatnym uśmiechem:

-Lepiej ?

-Może... - odparła.

Oboje wybuchli śmiechem. Trzymając się za ręce, szli w kierunku drzwi wejściowych. Nagle tuż obok nich wyhamował Seamus.

-Cześć, Seam. - przywitała się Chang.

-Hej. Jak ci poszły testy ? Bardzo źle ? Wykopią cię z kraju ? - zapytał z udawaną troską.

-Bardzo śmieszne, wiesz ?! - odgryzła się dziewczyna.

-Idziesz z nami ? - zaproponował Harry.

-Gdzie ?

Para spojrzała na siebie. Właściwie to nie wiedzieli, dokąd pójdą najpierw. Chcieli wstąpić do Hagrida, bo długo się z nim nie widzieli i sprawdzić, co u Kim.

Od czasu odnalezienia w chacie, Kimmy bardzo się zmieniła. Nie chodziło tu o jej zdrowie. Jej organizm regenerował się bardzo szybko, chodziła, mówiła, próbowała także bawić się z Fevanną. Jednak gdy coś poszło źle, nie po jej myśli, od razu wpadała w straszliwą złość. Miotała swoimi zabawkami, krzyczała wniebogłosy, raz nawet próbowała zrobić krzywdę kotce. Gdy podczas takiego ataku Cho spojrzała w jej oczy, doznała szoku. Było w nich widać takie zło, jakie widywała tylko u Bellatrix. Po chwili Cho uznała, że jej się przewidziało, lecz to spojrzenie prześladowało ją do dzisiaj.

Co do Lestrange, nie poczynili wielkich postępów. Co jakiś czas trafiali na jej ślady, jednak słuch po nie zaginął. Wiadomo było tylko, iż działała sama. Nie miała wspólników.

Chang wyjaśniła sobie wszystko z Eliliot, Van i Domi. Nie były już takimi dobrymi przyjaciółkami jak kiedyś, ale zawsze coś. Dziewczyna nie mogła spać, myśląc ciągle o tym, jak powiedzieć Eli, że Bella pragnie jej śmierci. Nie potrafiła zrobić tego wprost, zabrakło jej odwagi. Wyrzucała sobie, że nie powiedziała jej tego od razu, byłoby łatwiej. Jednak nie cofnie czasu. Musi jej kiedyś powiedzieć. Zdecydowała, że zrobi to zaraz po tym, jak zda owutemy. Czyli teraz.

-Halo ! Ziemia do Cho ! Lepiej się pospieszmy, bo jak złapie nas Hermiona, to nie zdążymy do zmroku.

Chochi spojrzała na Harry'ego nieprzytomnie, ale kiwnęła głową. Wyszli z zamku i podążyli do chatki Hagrida. Do niego postanowili udać się najpierw.

Zapukali do drewnianych drzwi. W środku rozległo się szczekanie psa Hagrida, Kła. Po chwili w drzwiach stanął sam Rubeus. Wpuścił ich do środka, posadził przy stole i zaparzył herbaty w kubkach wielkich jak dzbany. Prowadzili luźną rozmowę, wypytywał Cho o egzaminy, pocieszał, że na pewno nie wyszło źle... W końcu padło pytanie:

-Kim teraz zamierzasz zostać ?

Chochi zawahała się. Nie wiedziała jeszcze, czy iść własną drogą, czy zrobić to, o czym zawsze marzyła jej mama. Hagrid chyba wiedział, o czym myśli, bo nachylił się do niej i powiedział cicho:

-Nikt nie może decydować za ciebie. Rób to, co podpowiada ci serce, w końcu do tego jesteś stworzona. Nie możesz spełniać cudzych marzeń, nawet rodziców.

Chang spojrzała na niego z wdzięcznością. Wyglądało na to, że czytał w jej myślach.

-Dziękuję – szepnęła.

Teraz wiedziała, co ma zrobić. Kto by pomyślał, że pomoże jej w tym Rubeus Hagrid ? Pójdzie za głosem serca.

Cała trójka szybko pożegnała się i wyszła z chatki. Seamus postanowił wrócić do zamku, a Harry i Cho podążyli w kierunku Hogsmeade. Dostali specjalne pozwolenie od dyrektora, aby mogli odwiedzić Kim.

Kiedy stanęli przed drzwiami gospody, Chochi bez wątpliwości zapukała drewnianą kołatką. Po chwili otworzył starszy człowiek z długą, szarą brodą. Serdecznie zaprosił ich do środka i zaprowadził do saloniku, gdzie siedziała ciocia dziewczyny i Kimmy. Mała rzuciła się jej i Harry'emu na szyje. Nie lubiła go aż tak bardzo jak Seamusa, jednak ostatnio ich relacje się polepszyły. Cho zaśmiała się i lekko odsunęła od siebie dziewczynkę.

-Cześć, słoneczko. Świetnie wyglądasz. - stwierdziła.

-Ja ? - zaśmiała się Kim – Nigdy nie dorównam twojej urodzie ! - popatrzyła z podziwem na Krukonkę.

Chang podczas egzaminów miała na sobie mundurek, jednak przed spotkaniem z Potterem zdążyła się przebrać w zieloną, zwiewną sukienkę uszytą z materiału lekkiego jak powietrze. Dziewczyna wyglądała w niej oszałamiająco. Włosy miała rozpuszczone, gęste loki spadały jej na ramiona. Wpięła w nie błyskotliwą zapinkę w kształcie kwiatka, którą dostała kiedyś od babci. Mówiła, że Krukonka wygląda w niej jak wróżka. Jednak najlepszym dodatkiem do stroju był jej cudowny uśmiech.




Kimiko nagle wyjęła mały bukiecik zza pleców. Były to skromne kwiatki, zebrane w ogródku, przewiązane granatową wstążką.

-To dla ciebie – oznajmiła.

Cho odebrała od niej bukiet i powąchała je z radością.

-Są cudowne... - zapewniła małą.

Dziewczynka także uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając wszystkie ząbki.

-Wiedziałam, że ci się spodoba. Są zupełnie jak ty. Skromne, nieśmiałe, ale piękne. - stwierdziła.

-Przestań, bo się rumienię ! - zawołała Cho, a wszyscy wybuchnęli śmiechem, nawet ciocia.

Nagle Kim przestała się uśmiechać wpatrywała się z zagadkową miną w okno. Chang również spojrzała w tamtą stronę, jednak nic nie zobaczyła.

-Coś... się stało ? - zapytała.

Dziewczynka powoli odwróciła głowę w jej stronę. Oczy małej były tak obce.

-Ona się zbliża. Wiem, że znowu mnie odnajdzie – szepnęła.

Wszyscy patrzyli na nią z przerażeniem.

-M...m...m-myślę, że... że powinnaś już iść spać – wyjąkała ciocia, podnosząc się z miejsca.

Kimiko spojrzała na nią z wściekłością i krzyknęła:

-Nie możesz mi nic rozkazać !

Ciotka zamarła, wpatrując się w nią ze strachem. Kim ochłonęła i rozpłakała się.

-Dlaczego ? Dlaczego ty to robisz, Kimmy ? - zapytała Cho, biorąc ją w ramiona.

-Nie wiem... - jęknęła.

-A może... zabierzemy ją do św. Munga ? - zaproponował Harry.

Ciocia bez słowa zbliżyła się do Kimiko. Chwyciła ją za rękę. Po chwili trzasnęło i obie zniknęły. Para znów została sama. Chang siedziała na podłodze, wpatrując się tępo w okno. Potter podszedł do niej i ujął jej rękę. Spojrzała na niego z rozpaczą. Przygarnął ją do siebie i szepnął:

-Wiem, że to nie jest odpowiedni moment, ale chciałbym ci coś powiedzieć.

-Co takiego ? – spytała.

-Wczoraj był u mnie Dumbledore. Dał mi... swego rodzaju wyróżnienie. Wiesz, co chciałbym robić po szkole ?

Cho pokiwała głową.

-A więc... Mogę skrócić naukę o rok i dadzą mi pracę w ministerstwie. Na początku będę miał szkolenie, ale potem... zostanę aurorem.

Chochi popatrzyła na niego. Nie zrozumiała, o co mu chodzi. Jej umysł pracował wolno, bo ciągle martwiła się o Kim.

-Nie rozumiesz ? Skończymy razem szkołę ! - krzyknął.

Pojęła, o co mu chodzi. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Przytuliła go mocno. Wiedziała, że będą razem. Pomimo wszystko.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział XII


[Nagle coś poruszyło się w samym rogu uliczki. Dziewczyny zamarły, nasłuchując. Po chwili z cienia wyłoniła się jakaś osoba. Chang wstrzymała oddech. Poznała ją.

-Co za wzruszająca scena ! - zaśmiała się Bellatrix Lestrange.]



Cho popchnęła Kimmy za siebie i wyciągnęła różdżkę. Mierzyła nią w Bellę. Ręką trzęsła się jej okropnie, a nogi miała jak z waty. Lestrange zaśmiała się przeraźliwie.

-Myślisz, że zrobisz mi krzywdę ? - wydęła usta – No dawaj... Czekam !

Chang nie robiła nic, stojąc jak wrośnięta w podłogę.

-Wiedziałam... - jeszcze raz zaśmiała się i odrzuciła długie loki na plecy.

Wreszcie Chochi odzyskała głos.

-Co tutaj robisz ? Czego chcesz ?! - krzyknęła.

-Spokojnie, bo ci jeszcze makijaż spłynie... - kobieta uniosła brwi – Tak naprawdę nie przyszłam do ciebie, tylko do niejakiej panny... Eliliotty ? Nieważne. Ale skoro już tu jestem, mogę zająć się wami. Może na początek twoja mała przyjaciółka...

Kiedy Bellatrix spojrzała na Kim, mała skryła się jeszcze bardziej za Cho. Bella machnęła niedbale różdżką, a Kimiko poleciała do przodu, zatrzymując się przed nią. Chang nie mogła się ruszyć. Strach paraliżował ją całkowicie. Kobieta wyciągnęła rękę i pogładziła policzek Kim opuszkami palców. Dziewczynka zadrżała pod jej dotykiem. W tym momencie Cho odzyskała władzę w nogach. Rzuciła się do przodu i krzyknęła:

-Expelliarmus !

Bella odbiła zaklęcie i wrzasnęła:

-Incarcerous !

Grube więzy wystrzeliły z jej różdżki i oplotły najpierw talię Krukonki potem jej nogi i nadgarstki, a później jej głowę. Bellatrix zacmokała i odwróciła się z powrotem do Kim.

-Co by tu z tobą zrobić ? - przechyliła głowę.

Kimmy zaczęła płakać.

-Już wiem ! - krzyknęła – Najpierw popatrzysz, jak inni cierpią...

Machnęła ponownie różdżką i sznury krępujące Cho zniknęły. Dziewczyna poderwała się na nogi i chwyciła Kim za rękę, jednak Bella szepnęła już:

-Crucio...

Chochi puściła dłoń Kimmy i upadła na ziemię. Usłyszała własny krzyk, pełen bólu i rozpaczy. Czuła jakby wszystkie jej wnętrzności wyparowały. Kończyny odmówiły jej posłuszeństwa i skręcały się okropnie. Mała patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami. Cho nadal wrzeszczała. Przed oczami migały jej najgorsze chwile z jej życia. Od dzieciństwa do chwili, kiedy Harry pocałował Ginny na jej oczach. Znów czuła łzy na policzkach, znów biła rękami w poduszkę, płacząc i zawodząc. Pogrążała się w czarnej dziurze... Powoli traciła świadomość... Aż w końcu zapadła ciemność, a ona nie czuła już nic.

W tym samym czasie Kim padła na kolana i biła Chang po policzkach, próbując ją obudzić. Oczy stanęły jej w słup, jednak nadal krzyczała i skręcała się z bólu. Bella patrzyła na to wszystko ze śmiechem. Oczy błyszczały jej radosnym blaskiem. Miała niezły ubaw z cierpienia dziewczyn. Nagle rozbrzmiały czyjeś szybkie kroki. Bellatrix wytężyła oczy w skupieniu, wypatrując nowego gościa. Po chwili zza rogu wyłonił się człowiek. Szepnął coś, a z jego różdżki wystrzelił purpurowy płomień. Zawirował wokół Lestrange. Na twarzy kobiety zastygło takie przerażenie, że aż upuściła różdżkę. Cho przestała krzyczeć, jednak nadal leżała na ziemi, dysząc jak po biegu. W tym czasie mężczyzna zbliżył się powoli do Belli. Przycisnął jej różdżkę do gardła, a ona zacharczała złowrogo. Chochi niespodziewanie zdała sobie sprawę, kim jest ten człowiek. Był to Harry.

Potter miał zaciśnięte zęby, wpatrując się z furią w czarownicę. W jego oczach pałała złość, jakiej jeszcze nigdy u niego nie widziała.

-No dalej, Harry... Już ci kiedyś powiedziałam, musisz tego naprawdę chcieć... - wyszeptała Bella.

Palce czarnowłosego jeszcze bardziej zacisnęły się na różdżce. Wziął głęboki oddech i postąpił krok do przodu. Nagle zza rogu wyskoczyła Tonks, a za nią Kingsley. Ich wzrok powędrował od leżącej na ziemi Cho, do Bellatrix, która chichotała, opierając się o kamienny mur.

-No nic... To ja się zbieram... Chociaż, zabiorę jedną panienkę na wycieczkę... - stwierdziła Bell.

Zanim Kingsley zdążył ją złapać, lub chociaż podnieść różdżkę, chwyciła Kimiko za rękę i zniknęła w pyle oraz przerażającym huku.

Cho wydała z siebie mrożący krew w żyłach krzyk. Wyciągała ręce w stronę pyłu. Tylko tyle zostało po Kim.

Tonks złapała Harry'ego za ramiona i zdrowo nim potrząsnęła.

-Ta młoda dama potrzebuje ciebie. I tylko ciebie. Nie zawiedź jej. Ona cierpi. - powiedziała.

Potter błyskawicznie się odwrócił i po chwili znalazł się tuż przy Chochi. Chłopak spojrzał Krukonce w oczy, jakby chciał przejąć cały jej ból. Mimo że zaklęcie już minęło, w jej sercu pulsowała wielka rana, a całe jej ciało przejęło niesamowite odrętwienie. Gryfon wziął dziewczynę na ręce, przytulając ją do siebie.

W tym czasie Tonks i Kingsley zniknęli, ruszając w pościg za Lestrange. Podążyli szybko w kierunku Hogwartu.

Kiedy wreszcie dotarli do Drzwi Wejściowych, był już nieźle zmęczony. Na jego czole błyszczały kropelki potu. Mocniej przycisnął do siebie Chochi.

-Już niedługo... Zaraz zajmie się tobą pani Pomfrey... - szepnął do jej ucha.

Chang wysiliła się mocno i prawie niezauważalnie kiwnęła głową. Przyciągnęła Harry'ego do swojej twarzy i mruknęła:

-Kimiko...

-Nie martw się teraz... Tonks na pewno ją znajdzie... A teraz śpij.

Czarnowłosa posłusznie zamknęła oczy i zapadła w głęboki sen.

~

Ktoś uderzał w jej policzek. Otworzyła gwałtownie oczy, a zaraz potem je zmrużyła. Obraz zamazywał jej się, więc ta osoba wyglądała jakby zrobiona była z atramentu. Kiedy wreszcie odzyskała dobrą widoczność, rozpoznała Hermionę. Rozejrzała się dookoła i stwierdziła, że leży w skrzydle szpitalnym.

-Musiałaś tak mocno ? To bolało... - mruknęła Cho, odsuwając białą kołdrę i siadając na łóżku.

-Przepraszam ! - krzyknęła Hermiona z roztargnieniem.

Chochi wstała, trzymając się łóżka. Powoli się wyprostowała. Po chwili Hermiona dodała:

-Wiesz dlaczego cię obudziłam ?

-Czemu ?

-Tonks tu była...

-I co ? Co powiedziała ? Znaleźli Kim ? Gdzie była ? Co z nią ? - napadła na nią Cho.

-Nie przerywaj mi ! - oburzyła się Miona – Chodzi o to, że...

Chang czekała cierpliwie, aż dokończy. Granger zaczerpnęła oddechu i powiedziała cicho:

-Nie mogą jej znaleźć... Ślad po niej zaginął.

Cho usiadła z powrotem na łóżku i ukryła twarz w dłoniach. Hermiona wyciągnęła rękę i pogłaskała ją po plecach. Nic nie mówiła.

W tym momencie do pomieszczenia wszedł Potter. Rzucił okiem na całą sytuację i podbiegł szybko do dziewczyn. Hermiona wyszła cicho z pomieszczenia. Harry usiadł koło Cho i przytulił ją, pozwalając jej wypłakać się w swoje ramię.



~



Minęły dwa tygodnie. Zakon nadal szukał Belli, przeczesując każde możliwe miejsca, pytając wszystkich i używając coraz bardziej skomplikowanych czarów. Jednak bezskutecznie.

Mama Kim, kiedy dowiedziała się o porwaniu córki, dostała histerii. Kiedy udało się ją uspokoić, wyjaśniono jej wszystko dokładniej i zapewniono, że robią wszystko, by znaleźć małą.

Cho w to nie wierzyła. Na początku sama postanowiła szukać kuzynki, jednak zrezygnowała. Przeszukała całe Hogsmeade wzdłuż i wszerz. Bez skutku.

Nie traciła nadziei. Przy pomocy i wsparciu Harry'ego udało jej się odzyskać humor i coraz częściej uśmiechała się do przyjaciół. Kiedy nadchodził moment, że miała tego wszystkiego dość i załamywała się kompletnie, uspakajało ją mruczenie Fevanny i gęstość jej białego futerka. Wtulała w nie twarz i zapominała o całym świecie, a zwłaszcza o tym, iż być może nigdy nie uda im się odnaleźć Kimiko. Ale pozostawała nadzieja. Ta, która trzymała wszystkich przy życiu i pozwalała wpatrywać się dzielnie w każdą mijaną dziewczynkę. Ta, która kierowała poszukiwaniami. Ta, dzięki której Chang mogła spać w nocy...

Któregoś wieczoru Harry postanowił pokazać Cho pokój wspólny Gryfonów. Gruba Dama trochę się wahała, widząc niebieskie paski na ubraniach dziewczyny, ale w końcu ich przepuściła. Chochi weszła do okrągłego, przytulnego pomieszczenia, pomalowanego na czerwono. W kominku płonęło przyjemne ognisko, oświetlając cały pokój, który wypełniony był stolikami i podniszczonymi fotelami. Harry ścisnął pokrzepiająco dłoń i poprowadził ją między Gryfonami. Ludzie patrzyli na nich nachalnie, marszcząc czoła. Dziewczyna czuła się okropnie, jakby była nieproszonym gościem. I tak chyba właśnie było.

Usiadła na fotelu wskazanym przez Pottera. Przyszli Hermiona i Ron, trzymający się za ręce. Weasley był dla niej bardzo miły. Pogadali trochę, aż rozmowa w pewnym momencie się urwała. Harry odchrząknął i rzekł:

-Chciałbym... chciałbym... Chciałbym ci coś dać.

Cho uśmiechnęła się do niego. Wyciągnął z kieszeni dość duże pudełeczko. Otworzył je i wyjął kartkę.

-Najpierw przeczytał to... - powiedział.

Chang wzięła od niego papier i przeczytała:






Jeżeli chcesz płakać,
Będę twoim ramieniem.
Jeżeli chcesz się śmiać,
Będę twym uśmiechem.
Jeżeli chcesz latać,
Będę twoim niebem.
Jeżeli chcesz się wspinać,
Będę twoją drabiną.
Jeżeli chcesz biec,
Będę twoją drogą.
Jeżeli chcesz przyjaciela,
Nie ma znaczenia kiedy
Będę wszystkim czego potrzebujesz.
Możesz na mnie liczyć.*
A to dlatego, że cię kocham.

Cho spojrzała na niego wzruszona. Gardło miała ściśnięte, a w oczach zalśniły łzy. Kiedy Harry podał jej pudełeczko, naprawdę zaczęła płakać. W pudełku leżał naszyjnik z prawdziwego złota, lśniący, wspaniały z diamentem na końcu. Kamień mienił się wszystkimi kolorami tęczy, połyskując wesoło. Potter przytulił ją, a Hermiona i Ron zaczęli bić brawo. Usta Chang i Harry'ego połączyły się w delikatnym, czułym pocałunku.
Nagle w szybę zastukała sowa. Cho nie zwróciła na to uwagi, zajęta Harrym. Hermiona wzięła wiadomość od ptaka i ją przeczytała. Najpierw zbladła, a potem uśmiechnęła się szeroko. Chochi spojrzała na nią zaskoczona, a Granger podała jej kartkę. Kiedy Cho ją przeczytała, rzuciła się Potterowi na szyję i mocno go ściskała, dziękując Bogu.
Ron podniósł kartkę i odczytał parę słów nabazgranych na szybko:


Znaleźliśmy Kimiko. Jest słaba, ale żyje.

Tonks


*słowa piosenki Rossa Lyncha i Laury Marano ,,You can come to me".