niedziela, 8 września 2013

Rozdział XV

Nareszcie rozdział XV :D Miłego czytania.

[Płakała za tym, czego nie mogła dać Seamusowi. A przecież zależało jej na nim. Tylko że nie w ten sposób, jak jemu na niej.]

Zabrzmiał dzwonek do drzwi. Fevi podbiegła do drzwi pokoju Cho i zaczęła w nie drapać. Chciała wydostać się i zobaczyć kto ich odwiedził. Dziewczyna także poderwała się z łóżka. Ostrożnie podniosła gitarę i schowała ją za szafą. Z jakiegoś powodu nie chciała, by ktoś ją zobaczył. Podbiegła do lustra i wygładziła rozczochrane włosy. Usłyszała głos Harry'ego, który witał się z panem Chang. Dziewczyna wyszła z pomieszczenia i zbiegła po schodach, dziękując sobie w duszy, że schowała instrument. Nie wątpiła, iż widok prezentu od Seamusa nie przypadłby jej chłopakowi do gustu.
Potter uśmiechnął się na jej widok. Przytuliła go.
-Gdzie teraz mieszkasz ? W końcu... wujek cię nie przyjmie z powrotem, prawda ? - zapytała.
-Na razie wynająłem małe mieszkanie, blisko twojego domu, a potem... zobaczymy – odparł pogodnie.
-To super. - odparła.
Wzięła go za rękę i wyszli z domu. W milczeniu zbliżyli się do ławeczki na podwórku. Kiedy usiedli, Cho spojrzała chłopakowi w oczy.
-Musisz mi pomóc... - szepnęła.
-Dla ciebie wszystko. - odparł bez wahania.
Dziewczynie zrobiło się ciepło na sercu, jednak twardo kontynuowała:
-Pójdziesz ze mną do Kim ? - spytała.
-Jasne.
Rozległ się głośny trzask. Aportowali się.
Wylądowali w Hogsmeade, blisko domu Kimiko. Chang podeszła do drzwi i zapukała w nie lekko. Od razu otworzyły się, a w progu stanęła dziewczynka.
-Chochi ! - pisnęła i rzuciła się na ciemnooką.
Kiedy wyściskała już kuzynkę, weszli do środka. Ciocia powitała ich dość chłodno, jednak nie przejęli się tym. Usiedli na fotelach. Bez żadnych wstępów, Cho oznajmiła:
-Chcę zabrać Kimmy na wakacje.
-W żadnym razie. - odparła ciotka.
-Ależ ciociu, jesteśmy dorośli ! Ja i Harry zajmiemy się nią...
-Wykluczone – podniosła się z fotela – Kimiko nigdzie nie pojedzie, zrozumiano ?! - wrzasnęła.
Pozostali szybko pokiwali głową, spuszczając wzrok. Chang spodziewała się takiego wybuchu, ale i tak była w niesamowitym szoku.
-Mam do was prośbę. Czy moglibyście popilnować jej przez dwie godzinki ? Muszę wyjść do koleżanki.
-Nie ma sprawy.
Ciocia wzięła płaszcz i pospiesznie wyszła z domu. Cho i Harry spojrzeli na siebie. Nie było dobrze.

Eliliot
Ruda siedziała na łóżku, bezustannie wpatrując się w komórkę. Nikt nie dzwonił. Nikt nie pisał. Była sama.


Rodziców jak zwykle nie było w domu. Tata pracował, aby jego ,,ukochana córeczka” miała wszystko, czego potrzebowała. Nie zdawał sobie tylko sprawy, iż ta dziewczyna nie potrzebowała drogich gadżetów, kosmetyków, akcesoriów. Chciała, by ojciec był przy niej, a nie siedział do późna w pracy. Prawie się nie znali, widywała go tylko wieczorami, nawet w niedzielę. Mimo to zdawała sobie sprawę, że oddałby za nią życie. Także go kochała, bardzo mocno.
Mama jej nie obchodziła. Były dla siebie jak obce osoby. Może nawet miały jeszcze gorsze relacje. Kiedy kobiety nie było w domu, zwykle oznaczało to, iż spędza czas z koleżankami na zakupach lub znów mizdrzy się z tymi swoimi kochankami. Miała ich na pęczki, jednak ojciec niczego nie zauważał.
Kiedy Eli była mała, kupiła w kiosku blond farbę do włosów. Jako 5-latka już zdawała sobie sprawę, że mama jej nie kocha tak, jak inne mamusie swoje córki. Myślała, iż to z powodu jej koloru włosów, który odziedziczyła po babci ze strony ojca. Dość się nasłuchała zabobonów o rudych osobach, więc uznała, że z tego powodu mamcia jej nienawidzi. Kiedy przyszła do domu, jak zwykle nikogo nie było, więc ze spokojem poszła do łazienki. Umiała czytać, więc nałożyła farbę tak, jak kazali na pudełku. Po określonym czasie zmyła ją, po czym wysuszyła włosy. Celowo nie patrzyła w lustro, chciała pokazać mamusi, jaka teraz jest piękna. Chciała, by mama była dumna, że ma taką śliczną i mądrą córuchnę.
Kiedy wreszcie mamcia zjawiła się w domku, szczęśliwa dziewczynka zbiegła po szerokich schodach i stanęła przed mamą, uśmiechając się szeroko. Kobieta zaczęła wrzeszczeć i wymachiwać rękami. Brutalnie popchnęła Eliliot do lustra. Stanęła przed nim, a to, co zobaczyła, spędziło jej uśmiech z twarzy. Jej włosy miały kolor zielonkawy jak mech, miejscami przetykane rudymi pasmami. Zaczęła płakać.
-Czego płaczesz ?! - wrzasnęła mama – Nic nie umiesz zrobić porządnie ! Tylko wstyd mi przynosisz ! Jesteś jakimś cholernie niezdarnym bachorem ! Żałuję, że cię urodziłam, że nie jesteś jak córki moich przyjaciółek. One są normalne, nie tak jak TY ! Wolałabym, byś nie istniała, bo jesteś tu tylko po to, by niszczyć moje życie !
Zrozpaczona dziewczynka wybiegła z domu. Nogi same poniosły ją do mikroskopijnego domku cioci Melli. Kiedy stanęła w progu, cała zasmarkana i z zielonymi kłakami sterczącymi we wszystkie strony, Mellisande nawet o nic nie pytała. Umyła jej buzię i posadziła na stołku. Nożyczkami kuchennymi zaczęła obcinać jej długie, zielone pasma.
Plask, plask, plask.
Niegdyś piękne włosy spadały na posadzkę, tworząc okrąg wokół niej. W pewnym momencie spytała:
-Dlaczego mama mnie nie kocha ?
Ciocia westchnęła.
-W tym momencie każda dobra osoba zaczęłaby się przekonywać, że to nie prawda, że mamusia cię kocha. Jednak ja nie zamierzam cię okłamywać. Kwiatuszku, twoja mama po prostu nie nadaje się do rodzicielstwa. Dla większości kobiet dziecko to niewiarygodny skarb, który trzeba chronić i dziękować za niego Bogu. Jednak ty dla niej jesteś najgorszym prezentem od losu, przeszkodą na jej drodze do pełni życia. Traktuje cię jak zmorę przeszłości, karę za swoje winy. Dlatego od ciebie ucieka. I nienawidzi. Bardzo mi przykro. Jednak pamiętaj, że nie jesteś sama. Zawsze możesz na mnie liczyć, w razie potrzeby ci pomogę. Nie zastąpię matki, ale będę kochać nad życie. Obiecuję.
Dziewczynka pokiwała głową i przesunęła rączką po pozostałościach jej włosów, sterczącymi na główce we wszystkie strony.
-Odrosną ? - spytała.
Ciocia pochyliła się ku niej i szepnęła:
-W wieku 17 lat będziesz miała piękne, długie, bujne rude włosy. Wszyscy będą ci ich zazdrościć. Chłopacy będą do ciebie lgnęli jak ćmy do ognia. Będziesz się zakochiwać non stop. Lecz w końcu znajdziesz miłość swojego życia. I nareszcie ktoś będzie cię kochał tak samo jak ja.
-A nie mocniej ?
-Mocniej już się nie da, słoneczko. Kocham cię na życie.
Nad życie...
Nad życie...
Nad życie...


Eliliot westchnęła. Dawno nie widział Melli. Stwierdziła, że w te wakacje musi ją odwiedzić, nim pójdzie do pracy. Nie wiedziała jeszcze gdzie, ale postanowiła, iż zaraz po skończeniu szkoły wynajmie mieszkanie, znajdzie zajęcie i odetnie się od matki.
Nagle jej telefon zapiszczał. Był to znak że dostała sms-a. Szybko przeczytała wiadomość od nieznanego numeru:

Eliliot,
Jestem w pobliżu Twojego domu. Jeśli chcesz, możemy się spotkać. Będę czekał w zagajniku niedaleko. Chyba wiesz gdzie to ?
Seamus

Serce zabiło jej mocniej chwyciła dżinsową kurtkę i wybiegła z domu. Szybko dotarła do wyznaczonego miejsca. Z daleka zobaczyła chłopaka. Poprawiła włosy, uspokoiła oddech i ostrożnie poszła w jego kierunku. Starała się iść dostojnie, jednak potknęła się o wystający korzeń i padła jak długa. Przeklinając się w duchu usiadła na ziemi. Nagle poczuła na ramieniu czyjąś silną dłoń. Usłyszała ciepły głos:
-Nic ci się nie stało ? - spytał.
Podniosła wzrok i ujrzała Seamusa. Jej policzki rozkwitły czerwienią.
No pięknie – pomyślała – wyglądam teraz jak pomidor z rudymi włosami...
-Nie – powiedziała na głos – Po prostu... potknęłam się.
Wyciągnął do niej rękę, która ujęła z ulgą. Pomógł jej się podnieść i wytrzepał tył kurtki El z piasku. Przerażała ją przyjemność, którą czuła, gdy gładził dłonią jej plecy.
-Dzięki.
-Nie ma za co – uśmiechnął się – A może byśmy tak...
Nie dokończył, bo nagle komórka Eliliot zaczęła dzwonić. Wkoło rozbrzmiała piosenka Miley Cyrus ,,When I Look At You”. Dziewczyna jeszcze bardziej poczerwieniałaby, gdyby było to możliwe. Spojrzała na wyświetlacz. To Cho dobijała się do niej.
-Przepraszam, ale muszę odebrać...
-Nie ma sprawy.
Nacisnęła zieloną słuchawkę.
-Halo ?
-Eliliot ?!
-Tak.
-Słuchaj... Musisz przyjechać, bo... Pomocy... Ona... Kim... Ja i Seamus... Proszę !
Ruda nie słyszała jej dokładnie, bo w tle słychać było jakieś huki, które ją zagłuszały.
-Czekaj... Co ?! Nic nie słyszę, gdzie jesteś ?
-U Kim... Przyjedź !
-Dobrze, zaraz będę.
Rozłączyła się.
-Co jest ? - spytał nerwowo Seam.
-Cho ma kłopoty. Jest u Kim. Idziesz ze mną ?
-Jasne... - stwierdził.
El chwyciła go za rękę. Trzasnęło i oboje zniknęli.

Kiedy weszli do domu Kimmy, przeżyli szok. Tapeta była pozrywana, meble leżały wokoło, połamane, a Obrazy pospadały ze ścian. Nikogo nie było. Dopiero po chwili Eliliot zauważyła Kim, leżącą w kącie. Podbiegła do niej. Dziewczynka otworzyła oczy i wyszeptała słabym głosem:
-Są na dworze... Pomóż Cho...
Eli ścisnęła jej dłoń i pokiwała głową. Razem z Seamusem wybiegła na podwórko. Zobaczyła przyjaciółkę i jej chłopaka, walczących z Bellatrix i Lucjuszem. Podbiegła do Chang, a Seamus do Harry'ego.
-Proszę, proszę... Toż to twoja najlepsza przyjaciółka ! Jak się miewasz, brudna szlamo ? - drwiła Bella.
-Świetnie. A poczuję się jeszcze lepiej, gdy cię zgniotę, suko. - warknęła El.
-Oj, oj, oj... Złość piękności szkodzi, kochanie... - zaśmiała się Lestrange, a z jej różdżki wytrysnęło zielone światło.
Eliliot się uchyliła i wymierzyła w Bellatrix. Trysnęło czerwone światło z dwóch różdżek. Cho także przyłączyła się do ataku. Mimo że były we dwie, nie mogły pokonać kobiety. Potter i Finnigan także słabo sobie radzili. Nagle znikąd pojawili się aurorzy. Otoczyli dwóch przestępców i obezwładnili ich.
-Już po wszystkim... - wysapała Cho.

-To dobrze. - stwierdziła Eliliot, po czym obie zemdlały.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział XIV

Hej :D Kolejny, XIV rozdział przed Wami. Mam pewną radę. Kiedy będziecie czytać pożegnanie Cho z Seamusem, puśćcie sobie piosenkę ,,Under" Alex Hepburn. Naprawdę wzrusza :) Bynajmniej mnie.
 
 
 
[Pojęła, o co mu chodzi. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Przytuliła go mocno. Wiedziała, że będą razem. Pomimo wszystko.]



Cho stała przed lustrem w dormitorium, przyglądając się swemu odbiciu. Chciała wyglądać jak najlepiej, w końcu za chwilę miała pożegnać się z całą szkołą... i wrócić do domu. Nie mogła uwierzyć, jak szybko minęło to siedem lat. Jeszcze niedawno Tiara Przydziału, spoczywająca na jej małej główce, wywrzaskiwała ,,Ravenclaw!” nad jej uchem, a wszyscy Krukoni wiwatowali. Wspominała też moment, kiedy zobaczyła czarnowłosego chłopca, stojącego w kolejce do stołka. Przypatrywała się mu uważnie, dopóki nie spojrzał na nią i nie mrugnął tymi swoimi zielonymi oczami. Wtedy uśmiechnęła się do niego nieśmiało, a ten odwzajemnił uśmiech. Bezgłośnie wyszeptała ,,Powodzenia”, a ten kiwnął głową w podziękowaniu. Jakież było jej rozczarowanie, gdy trafił do Gryfonów... Dopiero później dowiedziała się, kto to był.

Harry James Potter.

Chłopiec, który przeżył.

Wybraniec.

Jej ukochany.

Odetchnęła i zmusiła się do szerokiego uśmiechu. Wyglądał sztucznie, jednak na nic więcej nie zdołała się zdobyć. Przygładziła jedną ręką niebieską sukienkę z koronki, sięgającą jej do kolan. Dostała ją od Harry'ego, specjalnie na tą okazję. Była prześliczna, zbyt piękna, aby żegnać się w niej z przyjaciółmi, znajomymi, wiedząc, że być może już nigdy się nie spotkacie. Ale tak było z Olivierem.

Olivier Pazzi pochodził z Włoch. Kiedy Chochi miała sześć lat, przyjechał wraz ze swoją matką do Axela, starego znajomego pani Pazzi. Oliv i Cho od razu się zaprzyjaźnili. Byli nierozłączni. Chłopiec miał blond włosy i czekoladowe oczy, w których można było zatonąć. Jego znakiem rozpoznawczym był łobuzerski uśmiech. Nigdy nie tracił humoru, dlatego zawsze potrafił rozśmieszyć swoją przyjaciółkę.

Niestety, wszystko, co dobre, przemija. Po jakimś czasie musieli wyjechać. Olivier przy pożegnaniu ujął drobną dłoń dziewczynki i pocałował ją. Obiecał, że przyjedzie.

Jednak lata mijały, a on nie przyjeżdżał. Od ojca dowiedziała się, że przeszedł ciężkie zapalenie płuc. Później nie mieli żadnego kontaktu z Pazzimi. Nawet nie wiedziała, czy jej dawny przyjaciel żyje.

Pojedyncza łza stoczyła się po policzku, jednak ta szybko ją otarła. Jeszcze będzie czas na płakanie.

Nagle do pokoju weszła Eli. Stanęła w drzwiach i uśmiechnęła się do Cho.

-Hej, mała. Wszyscy już na ciebie czekają, a ty sterczysz przed lustrem.

Chang już miała zaprzeczyć, kiedy Eliliot zaśmiała się i podeszła do niej. Stanęła koło niej i szepnęła, wpatrując się w odbicie:

-Ja wiem... Nie martw się. Jesteś silna i piękna. Zupełnie jak wzór.

-Nie jestem wzorem. Nie jestem silna ani piękna – westchnęła Cho – Jestem słaba. To wszystko mnie przerasta...

-Słuchaj... - El chwyciła ją za ramiona i przyciągnęła do siebie – Widzę tutaj nas obie. I myślę, że ta czarna będzie w przyszłości kimś wielkim. A ruda zostanie tylko jej dawną przyjaciółką ze szkoły, nikim więcej... Jesteśmy tacy mali, tyle jest ludzi na świecie. A ja wiem, że ty wyróżnisz się z tłumu. Będziesz ważna.

-Jest jedna osoba, która nigdy cię nie zapomni... - ciemnooka przytuliła ją do siebie.

Przez chwilę stały w milczeniu. Po chwili Eliliot powiedziała:

-Czas zejść na dół i się pożegnać...

Cho nie była w stanie nic wykrztusić, więc kiwnęła głową i razem poszły w kierunku Drzwi Wejściowych. Przed wrotami zgromadziło się już sporo uczniów, żegnających się z młodszymi kolegami i koleżankami. Prawdziwa rozpacz nastąpi na peronie, kiedy wszyscy z tego samego rocznika będą się opuszczać... może na zawsze.

Chang podbiegła do Seamusa. Spojrzała na niego i słowa ugrzęzły jej w gardle. On również był blady jak ściana. Wyciągnął rękę i delikatnie pogłaskał ją po policzku. Przytrzymała jego dłoń przy swojej skórze. Patrzyli sobie w oczy.

-Kiedyś znajdziesz kogoś, kto cię uszczęśliwi... - zaczęła Cho.

-Już znalazłem. - przerwał jej Seam.

-Nie, Seamus. Ja wybrałam swoją drogę.

-I nie tam miejsca dla mnie ? - zapytał z rozpaczą.

Chochi potrząsnęła głową i przytuliła się do niego. Był taki ciepły... Po chwili odsunęła się od niego.

-Może się już nie zobaczymy.

-Nie. Ja cię znajdę. Gdziekolwiek będziesz.

Na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech.

-Chciałbym, żebyś wiedziała, że... że... - Finnigan zawahał się – Że nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty. I nigdy cię nie zapomnę.

Cho otworzyła usta, jednak ją uciszył.

-Posłuchaj.

Ujął ją za rękę. Z jego oczu wyłoniły się łzy, a na twarzy wykwitł rozpaczliwy uśmiech.

-Wiesz co ? Mogłem ci dać tak wiele. Ze mną... Ze mną nie miałabyś tylu problemów. Mógłbym cię chronić. Ale ty... Ty wybrałaś. Swoim wyborem złamałaś mi serce. Ściągnęłaś w dół. Jednak pozbierałem się i jestem tu. Zawsze będę, kiedy tylko będziesz mnie potrzebowała. Bo ja nadal cię kocham, nawet jeśli ty mnie nie. Kiedy będziesz grać na gitarze, którą ci dałem, pomyśl o mnie.

Dziewczyna wypowiedziała jedyną myśl, jaka przyszła jej do głowy:

-Przepraszam.

Seamus uśmiechnął się raz jeszcze i przyciągnął ją do siebie, chwilę przytrzymał, po czym odsunął i rzekł:

-Idź... Inni na ciebie czekają.

Cho odwróciła się od niego i wpadła prosto w ramiona Hermiony.

-Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy... - szepnęła.

-Ja to wiem. - odrzekła dobitnie Miona.

Chang zaśmiała się. Jeszcze raz przytuliła przyjaciółkę, po czym pożegnała się jeszcze z kilkoma znajomymi.

-Czas ruszać ! - krzyknął Filch.

Cho ujęła jedną ręką dłoń Harry'ego, a drugą Eliliot.

-No to jedziemy.

Wsiedli do powozów, które ruszyły w kierunku stacji.

Kiedy już usiedli w przedziale razem z Domi i Van, Chang spytała Eli:

-Gdzie Pruddence ?

Domenica cała zesztywniała.

-Siedzi ze Ślizgonami. Znalazła w końcu przyjaciół, którzy są tak parszywi jak ona.

- odparła złośliwie El.

Harry przysunął się do ucha Cho i spytał cicho:

-Miałaś jakieś wieści od Tonks ?

-Nie.

Nadal nie udało im się złapać Lestrange. Była jak wiatr. Kiedy tylko ktoś ją zauważył, znikała bez śladu. Na dodatek Eliliot nadal nie miała pojęcia o tym, że Bella na nią poluje. Cho pocieszała się, że przynajmniej teraz umie się obronić. W głębi duszy jednak wiedziała, że się oszukuje. Jej przyjaciółka była w ogromnym niebezpieczeństwie.

-A jak tam Kim ? - spytał nagle Domi.

-Nie wiem. Ciocia niedawno zabrała ją do św. Munga i od tego czasu nie mam od nich żadnych wieści. - westchnęła.

Reszta podróży minęła im w milczeniu. Wszyscy byli zbyt przerażeni zbliżającym się rozstaniem.

W końcu wysiedli z pociągu. Na peronie czekał już Axel i rodzice innych dziewczyn. Dali im czas na pożegnanie, jednak nie wiedziały, co powiedzieć.

-Będę o was pamiętać. Nawet gdybyśmy już nigdy się nie ujrzały – zaczęła Van.

-Na pewno się spotkamy ! - zaprzeczyła Cho.

W tym momencie jakby coś w nich pękło. Odepchnęły Pottera i wszystkie cztery rzuciły się sobie w ramiona. Płakały rzęsiście i zasypywały się obietnicami. W końcu Van i Domi poszły do rodziców, a Chang została z El.

-Trzymaj się, Eliliot. Jeśli coś będzie cię trapić, przyjdź do mnie. Jestem twoją przyjaciółką. Wysłucham cię. - zapewniła ją.

-Wiem... - odparła – Ty pamiętaj, że nawet jeśli nie będziemy widziały się długi czas, to nadal będziemy sobie bliskie. W końcu zawsze to sobie obiecujemy, prawda ?

Chochi pokiwała głową i jeszcze raz przytuliła Eli.

-Do zobaczenia.

-Do zobaczenia.

Cho i Harry podeszli do Axela. Spojrzał stanowczo na chłopaka i powiedział:

-Ja odprowadzę MOJĄ córkę do MOJEGO domu.

Potter zaśmiał się. Pocałował Chang w policzek i obiecał, że później przyjdzie.

Ax objął Chochi ramieniem i poprowadził w kierunku samochodu.

Kiedy wreszcie przybyli do domu, a dziewczyna przywitała się z mamą, ruszyła do swojego pokoju. Nie rozpakowała się, tylko od razu wyjęła gitarę. Delikatnie dotknęła jej strun. Rozległ się cichy dźwięk. Przypomniała sobie słowa Seamusa. ,,Mogłem ci dać tak wiele. Ze mną... Ze mną nie miałabyś tylu problemów. Mógłbym cię chronić. Ale ty... Ty wybrałaś. Swoim wyborem złamałaś mi serce. Ściągnęłaś w dół. Jednak pozbierałem się i jestem tu. Zawsze będę, kiedy tylko będziesz mnie potrzebowała. Bo ja nadal cię kocham, nawet jeśli ty mnie nie. Kiedy będziesz grać na gitarze, którą ci dałem, pomyśl o mnie.”. Zaczęła grać na gitarze. Po chwili z jej ust popłynęły słowa, które zamieniły się w piosenkę:




Nie pogrzebuj mnie
Nie opuszczaj mnie
Nie mów, że to koniec
Bo to mogłoby mnie posłać na dno
Pod ziemię
Nie mów tych słów
Chcę żyć, lecz twoje słowa mogą mnie zabić
Tylko Ty możesz posłać mnie na dno, dno, dno

Umieram za każdym razem kiedy odchodzisz
Nie zostawiaj mnie samej sobie
Popatrz, boję się
ciemności i moich demonów
Głosów, mówiących, że nic już nie będzie dobrze
Czuję to w sercu, duszy, umyśle, że tracę
Ciebie, mnie, Ty obrażasz
Każdy powód, który mi pozostał by żyć

Nie pogrzebuj mnie
Nie opuszczaj mnie
Nie mów, że to koniec
Bo to mogłoby mnie posłać na dno
Pod ziemię
Nie mów tych słów
Chcę żyć, lecz twoje słowa mogą mnie zabić
Tylko Ty możesz posłać mnie na dno.

Utracone zaufanie, 21 gramów duszy
Cały rozsądek, jaki kiedykolwiek miałam… przepadł
Ale ja wciąż oddycham
Przez burzę, ogień i szaleństwo
Tylko po to byś zestrzelił mnie ponownie
Ale ja nadal oddycham!
Czuję to w żyłach, skórze, kościach, ze tracę
Ciebie, mnie, gmatwasz wszelkie powody pozostałe do życia.

Nie pogrzebuj mnie
Nie opuszczaj mnie
Nie mów, że to koniec
Bo to mogłoby mnie posłać na dno
Pod ziemię
Nie mów tych słów
Chcę żyć, lecz twoje słowa mogą mnie zabić
Tylko Ty możesz posłać mnie na dno

Biegną za Tobą, ale Ty nie oglądasz się za siebie
Słowa które wypowiedziałam i nie mogę cofnąć,
Wyciągam rękę, ale nie mogę Cię zatrzymać, nie
Biegnąc za tobą, ale Ty nie oglądasz się za siebie
Słowa które wypowiedziałam i nie mogę cofnąć,
Wyciągam rękę, ale nie mogę Cię zatrzymać.

Nie pogrzebuj mnie
Nie opuszczaj mnie
Nie mów, że to koniec
Bo to mogłoby mnie posłać na dno
Pod ziemię
Nie mów tych słów
Chcę żyć, lecz twoje słowa mogą mnie zabić
Tylko Ty możesz posłać mnie na dno*



Ze strun wydobyła się ostatnia nuta, a z oczu Cho popłynęła pierwsza łza. Było ich więcej. Po chwili instrument był na podłodze, a dziewczyna leżała skulona na łóżku. Płakała za tym, czego nie mogła dać Seamusowi. A przecież zależało jej na nim. Tylko że nie w ten sposób, jak jemu na niej.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Alex Hepburn - Under.

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział XIII


[Ron podniósł kartkę i odczytał parę słów nabazgranych na szybko:



Znaleźliśmy Kimiko. Jest słaba, ale żyje.

Tonks]



Cho pędziła korytarzami w kierunku skrzydła szpitalnego, zostawiając wszystkich w tyle. Wołali, żeby zwolniła, ale ona pruła dalej, wiedząc, że tam jest Kim. Przy drzwiach dogonili ją, a Harry chwycił ją za rękę. Stała, wpatrzona we wrota. Nagle ogarnął ją strach. A co jeśli mała jest w tak ciężkim stanie, że nie zdołają jej uratować ? Jej głowę przeszył straszny ból. Wstrzymała oddech, bo powietrze kuło ją w płucach. Jednak uścisk dłoni Pottera dał jej siłę wejść do sali. Otworzyła drzwi i ruszyła w kierunku łóżka otoczonego przez dorosłych, czyli dyrektora, profesora Flitwicka, Tonks, Kingsleya i ciocię. Ciotka płakała, pochylając się nad wątłym ciałkiem leżącym na białym prześcieradle. Dziecko miało ubranie w strzępach, potargane włosy, blizny na rękach i twarzy oraz straszne cienie pod oczami. Cho zdała sobie sprawę, że to Kimmy. Nie poznała jej na początku, tak bardzo była skatowana. Chochi podeszła do łóżka, a pozostali rozstąpili się w milczeniu, aby zrobić jej przejście. Dziewczyna dotknęła policzka Kimiko, przełykając słone łzy. Nie ruszała się, tylko cichy, płytki oddech świadczył o tym, że żyje.

-Co z nią ? - odezwała się Chang.

Nagle zjawiła się pani Pomfrey i to ona odpowiedziała na pytanie:

-Jest w strasznym stanie. Ledwo żyje, chyba to widać. Postaram się jak będę mogła, ale nic nie obiecuję.

-Wygląda na to, że Lestrange torturowała ją Cruciatusem, lecz także pocięła ją sztyletem, stąd te blizny. Widać, że nie raz miotała ją o ścianę, zahaczając o coś ostrego, dlatego ma ubranie w strzępach – rzekł Kingsley.

-Mówisz o niej, jakby była przedmiotem, w którym można byłoby ocenić straty ! - wrzasnęła Cho.

-Spokojnie... - skarcił ją Dumbledore, po czym zwrócił się do Tonks – Gdzie ją znaleźliście ?

-Podążyliśmy za śladem Bellatrix i znaleźliśmy ją w starej chacie, na granicy Czech i Polski. Leżała w ciemnym kącie. Na początku myśleliśmy, że nie żyje, jednak zobaczyliśmy, iż oddycha. Szybko napisałam wiadomość do panny Chang, a potem przetransportowaliśmy ją tutaj.

Albus pokiwał głową, patrząc na dziewczynkę. Po chwili wyciągnął rękę i delikatnie pogłaskał ją po włosach. Skinął głową na pozostałych, a potem wyszedł. Za nim podążyli dorośli, zostawiając Harry'ego i Cho sam na sam z Kim. Chochi ponownie pogłaskała ją po policzku. Rozpłakała się na dobre. Potter objął ją, a ona do niego przylgnęła. Wtem Kim otworzyła lekko oczy. Zamrugała i spojrzała na czarnowłosą.

-Cho... nic ci nie jest ? - zapytała ochryple.

-Nie, kaczuszko... - odparła wzruszona.

-To dobrze...

Mała zamknęła oczy i zasnęła kamiennym snem. Chang szepnęła do zielonookiego:

-Odzyskałam nadzieję...

~

19 czerwca



-Harry, Harry ! Już po wszystkim !

Cho rzuciła się chłopakowi na szyję. Właśnie miała za sobą wszystkie egzaminy – owutemy.

-I jak ? - spytał.

-Nie wiem... - zaśmiała się – Mam nadzieję, że nie aż tak źle... Na pewno lepiej od Pruddence – dodała.

-Ej ! - zawołał czarnowłosy – Nigdy nie byłaś taka... złośliwa. Co z tobą ?

-Przepraszam. To przez ten cały stres. - westchnęła.

Pochylił się i pocałował ją lekko. Spojrzał w jej oczy i zapytał z delikatnym uśmiechem:

-Lepiej ?

-Może... - odparła.

Oboje wybuchli śmiechem. Trzymając się za ręce, szli w kierunku drzwi wejściowych. Nagle tuż obok nich wyhamował Seamus.

-Cześć, Seam. - przywitała się Chang.

-Hej. Jak ci poszły testy ? Bardzo źle ? Wykopią cię z kraju ? - zapytał z udawaną troską.

-Bardzo śmieszne, wiesz ?! - odgryzła się dziewczyna.

-Idziesz z nami ? - zaproponował Harry.

-Gdzie ?

Para spojrzała na siebie. Właściwie to nie wiedzieli, dokąd pójdą najpierw. Chcieli wstąpić do Hagrida, bo długo się z nim nie widzieli i sprawdzić, co u Kim.

Od czasu odnalezienia w chacie, Kimmy bardzo się zmieniła. Nie chodziło tu o jej zdrowie. Jej organizm regenerował się bardzo szybko, chodziła, mówiła, próbowała także bawić się z Fevanną. Jednak gdy coś poszło źle, nie po jej myśli, od razu wpadała w straszliwą złość. Miotała swoimi zabawkami, krzyczała wniebogłosy, raz nawet próbowała zrobić krzywdę kotce. Gdy podczas takiego ataku Cho spojrzała w jej oczy, doznała szoku. Było w nich widać takie zło, jakie widywała tylko u Bellatrix. Po chwili Cho uznała, że jej się przewidziało, lecz to spojrzenie prześladowało ją do dzisiaj.

Co do Lestrange, nie poczynili wielkich postępów. Co jakiś czas trafiali na jej ślady, jednak słuch po nie zaginął. Wiadomo było tylko, iż działała sama. Nie miała wspólników.

Chang wyjaśniła sobie wszystko z Eliliot, Van i Domi. Nie były już takimi dobrymi przyjaciółkami jak kiedyś, ale zawsze coś. Dziewczyna nie mogła spać, myśląc ciągle o tym, jak powiedzieć Eli, że Bella pragnie jej śmierci. Nie potrafiła zrobić tego wprost, zabrakło jej odwagi. Wyrzucała sobie, że nie powiedziała jej tego od razu, byłoby łatwiej. Jednak nie cofnie czasu. Musi jej kiedyś powiedzieć. Zdecydowała, że zrobi to zaraz po tym, jak zda owutemy. Czyli teraz.

-Halo ! Ziemia do Cho ! Lepiej się pospieszmy, bo jak złapie nas Hermiona, to nie zdążymy do zmroku.

Chochi spojrzała na Harry'ego nieprzytomnie, ale kiwnęła głową. Wyszli z zamku i podążyli do chatki Hagrida. Do niego postanowili udać się najpierw.

Zapukali do drewnianych drzwi. W środku rozległo się szczekanie psa Hagrida, Kła. Po chwili w drzwiach stanął sam Rubeus. Wpuścił ich do środka, posadził przy stole i zaparzył herbaty w kubkach wielkich jak dzbany. Prowadzili luźną rozmowę, wypytywał Cho o egzaminy, pocieszał, że na pewno nie wyszło źle... W końcu padło pytanie:

-Kim teraz zamierzasz zostać ?

Chochi zawahała się. Nie wiedziała jeszcze, czy iść własną drogą, czy zrobić to, o czym zawsze marzyła jej mama. Hagrid chyba wiedział, o czym myśli, bo nachylił się do niej i powiedział cicho:

-Nikt nie może decydować za ciebie. Rób to, co podpowiada ci serce, w końcu do tego jesteś stworzona. Nie możesz spełniać cudzych marzeń, nawet rodziców.

Chang spojrzała na niego z wdzięcznością. Wyglądało na to, że czytał w jej myślach.

-Dziękuję – szepnęła.

Teraz wiedziała, co ma zrobić. Kto by pomyślał, że pomoże jej w tym Rubeus Hagrid ? Pójdzie za głosem serca.

Cała trójka szybko pożegnała się i wyszła z chatki. Seamus postanowił wrócić do zamku, a Harry i Cho podążyli w kierunku Hogsmeade. Dostali specjalne pozwolenie od dyrektora, aby mogli odwiedzić Kim.

Kiedy stanęli przed drzwiami gospody, Chochi bez wątpliwości zapukała drewnianą kołatką. Po chwili otworzył starszy człowiek z długą, szarą brodą. Serdecznie zaprosił ich do środka i zaprowadził do saloniku, gdzie siedziała ciocia dziewczyny i Kimmy. Mała rzuciła się jej i Harry'emu na szyje. Nie lubiła go aż tak bardzo jak Seamusa, jednak ostatnio ich relacje się polepszyły. Cho zaśmiała się i lekko odsunęła od siebie dziewczynkę.

-Cześć, słoneczko. Świetnie wyglądasz. - stwierdziła.

-Ja ? - zaśmiała się Kim – Nigdy nie dorównam twojej urodzie ! - popatrzyła z podziwem na Krukonkę.

Chang podczas egzaminów miała na sobie mundurek, jednak przed spotkaniem z Potterem zdążyła się przebrać w zieloną, zwiewną sukienkę uszytą z materiału lekkiego jak powietrze. Dziewczyna wyglądała w niej oszałamiająco. Włosy miała rozpuszczone, gęste loki spadały jej na ramiona. Wpięła w nie błyskotliwą zapinkę w kształcie kwiatka, którą dostała kiedyś od babci. Mówiła, że Krukonka wygląda w niej jak wróżka. Jednak najlepszym dodatkiem do stroju był jej cudowny uśmiech.




Kimiko nagle wyjęła mały bukiecik zza pleców. Były to skromne kwiatki, zebrane w ogródku, przewiązane granatową wstążką.

-To dla ciebie – oznajmiła.

Cho odebrała od niej bukiet i powąchała je z radością.

-Są cudowne... - zapewniła małą.

Dziewczynka także uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając wszystkie ząbki.

-Wiedziałam, że ci się spodoba. Są zupełnie jak ty. Skromne, nieśmiałe, ale piękne. - stwierdziła.

-Przestań, bo się rumienię ! - zawołała Cho, a wszyscy wybuchnęli śmiechem, nawet ciocia.

Nagle Kim przestała się uśmiechać wpatrywała się z zagadkową miną w okno. Chang również spojrzała w tamtą stronę, jednak nic nie zobaczyła.

-Coś... się stało ? - zapytała.

Dziewczynka powoli odwróciła głowę w jej stronę. Oczy małej były tak obce.

-Ona się zbliża. Wiem, że znowu mnie odnajdzie – szepnęła.

Wszyscy patrzyli na nią z przerażeniem.

-M...m...m-myślę, że... że powinnaś już iść spać – wyjąkała ciocia, podnosząc się z miejsca.

Kimiko spojrzała na nią z wściekłością i krzyknęła:

-Nie możesz mi nic rozkazać !

Ciotka zamarła, wpatrując się w nią ze strachem. Kim ochłonęła i rozpłakała się.

-Dlaczego ? Dlaczego ty to robisz, Kimmy ? - zapytała Cho, biorąc ją w ramiona.

-Nie wiem... - jęknęła.

-A może... zabierzemy ją do św. Munga ? - zaproponował Harry.

Ciocia bez słowa zbliżyła się do Kimiko. Chwyciła ją za rękę. Po chwili trzasnęło i obie zniknęły. Para znów została sama. Chang siedziała na podłodze, wpatrując się tępo w okno. Potter podszedł do niej i ujął jej rękę. Spojrzała na niego z rozpaczą. Przygarnął ją do siebie i szepnął:

-Wiem, że to nie jest odpowiedni moment, ale chciałbym ci coś powiedzieć.

-Co takiego ? – spytała.

-Wczoraj był u mnie Dumbledore. Dał mi... swego rodzaju wyróżnienie. Wiesz, co chciałbym robić po szkole ?

Cho pokiwała głową.

-A więc... Mogę skrócić naukę o rok i dadzą mi pracę w ministerstwie. Na początku będę miał szkolenie, ale potem... zostanę aurorem.

Chochi popatrzyła na niego. Nie zrozumiała, o co mu chodzi. Jej umysł pracował wolno, bo ciągle martwiła się o Kim.

-Nie rozumiesz ? Skończymy razem szkołę ! - krzyknął.

Pojęła, o co mu chodzi. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Przytuliła go mocno. Wiedziała, że będą razem. Pomimo wszystko.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział XII


[Nagle coś poruszyło się w samym rogu uliczki. Dziewczyny zamarły, nasłuchując. Po chwili z cienia wyłoniła się jakaś osoba. Chang wstrzymała oddech. Poznała ją.

-Co za wzruszająca scena ! - zaśmiała się Bellatrix Lestrange.]



Cho popchnęła Kimmy za siebie i wyciągnęła różdżkę. Mierzyła nią w Bellę. Ręką trzęsła się jej okropnie, a nogi miała jak z waty. Lestrange zaśmiała się przeraźliwie.

-Myślisz, że zrobisz mi krzywdę ? - wydęła usta – No dawaj... Czekam !

Chang nie robiła nic, stojąc jak wrośnięta w podłogę.

-Wiedziałam... - jeszcze raz zaśmiała się i odrzuciła długie loki na plecy.

Wreszcie Chochi odzyskała głos.

-Co tutaj robisz ? Czego chcesz ?! - krzyknęła.

-Spokojnie, bo ci jeszcze makijaż spłynie... - kobieta uniosła brwi – Tak naprawdę nie przyszłam do ciebie, tylko do niejakiej panny... Eliliotty ? Nieważne. Ale skoro już tu jestem, mogę zająć się wami. Może na początek twoja mała przyjaciółka...

Kiedy Bellatrix spojrzała na Kim, mała skryła się jeszcze bardziej za Cho. Bella machnęła niedbale różdżką, a Kimiko poleciała do przodu, zatrzymując się przed nią. Chang nie mogła się ruszyć. Strach paraliżował ją całkowicie. Kobieta wyciągnęła rękę i pogładziła policzek Kim opuszkami palców. Dziewczynka zadrżała pod jej dotykiem. W tym momencie Cho odzyskała władzę w nogach. Rzuciła się do przodu i krzyknęła:

-Expelliarmus !

Bella odbiła zaklęcie i wrzasnęła:

-Incarcerous !

Grube więzy wystrzeliły z jej różdżki i oplotły najpierw talię Krukonki potem jej nogi i nadgarstki, a później jej głowę. Bellatrix zacmokała i odwróciła się z powrotem do Kim.

-Co by tu z tobą zrobić ? - przechyliła głowę.

Kimmy zaczęła płakać.

-Już wiem ! - krzyknęła – Najpierw popatrzysz, jak inni cierpią...

Machnęła ponownie różdżką i sznury krępujące Cho zniknęły. Dziewczyna poderwała się na nogi i chwyciła Kim za rękę, jednak Bella szepnęła już:

-Crucio...

Chochi puściła dłoń Kimmy i upadła na ziemię. Usłyszała własny krzyk, pełen bólu i rozpaczy. Czuła jakby wszystkie jej wnętrzności wyparowały. Kończyny odmówiły jej posłuszeństwa i skręcały się okropnie. Mała patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami. Cho nadal wrzeszczała. Przed oczami migały jej najgorsze chwile z jej życia. Od dzieciństwa do chwili, kiedy Harry pocałował Ginny na jej oczach. Znów czuła łzy na policzkach, znów biła rękami w poduszkę, płacząc i zawodząc. Pogrążała się w czarnej dziurze... Powoli traciła świadomość... Aż w końcu zapadła ciemność, a ona nie czuła już nic.

W tym samym czasie Kim padła na kolana i biła Chang po policzkach, próbując ją obudzić. Oczy stanęły jej w słup, jednak nadal krzyczała i skręcała się z bólu. Bella patrzyła na to wszystko ze śmiechem. Oczy błyszczały jej radosnym blaskiem. Miała niezły ubaw z cierpienia dziewczyn. Nagle rozbrzmiały czyjeś szybkie kroki. Bellatrix wytężyła oczy w skupieniu, wypatrując nowego gościa. Po chwili zza rogu wyłonił się człowiek. Szepnął coś, a z jego różdżki wystrzelił purpurowy płomień. Zawirował wokół Lestrange. Na twarzy kobiety zastygło takie przerażenie, że aż upuściła różdżkę. Cho przestała krzyczeć, jednak nadal leżała na ziemi, dysząc jak po biegu. W tym czasie mężczyzna zbliżył się powoli do Belli. Przycisnął jej różdżkę do gardła, a ona zacharczała złowrogo. Chochi niespodziewanie zdała sobie sprawę, kim jest ten człowiek. Był to Harry.

Potter miał zaciśnięte zęby, wpatrując się z furią w czarownicę. W jego oczach pałała złość, jakiej jeszcze nigdy u niego nie widziała.

-No dalej, Harry... Już ci kiedyś powiedziałam, musisz tego naprawdę chcieć... - wyszeptała Bella.

Palce czarnowłosego jeszcze bardziej zacisnęły się na różdżce. Wziął głęboki oddech i postąpił krok do przodu. Nagle zza rogu wyskoczyła Tonks, a za nią Kingsley. Ich wzrok powędrował od leżącej na ziemi Cho, do Bellatrix, która chichotała, opierając się o kamienny mur.

-No nic... To ja się zbieram... Chociaż, zabiorę jedną panienkę na wycieczkę... - stwierdziła Bell.

Zanim Kingsley zdążył ją złapać, lub chociaż podnieść różdżkę, chwyciła Kimiko za rękę i zniknęła w pyle oraz przerażającym huku.

Cho wydała z siebie mrożący krew w żyłach krzyk. Wyciągała ręce w stronę pyłu. Tylko tyle zostało po Kim.

Tonks złapała Harry'ego za ramiona i zdrowo nim potrząsnęła.

-Ta młoda dama potrzebuje ciebie. I tylko ciebie. Nie zawiedź jej. Ona cierpi. - powiedziała.

Potter błyskawicznie się odwrócił i po chwili znalazł się tuż przy Chochi. Chłopak spojrzał Krukonce w oczy, jakby chciał przejąć cały jej ból. Mimo że zaklęcie już minęło, w jej sercu pulsowała wielka rana, a całe jej ciało przejęło niesamowite odrętwienie. Gryfon wziął dziewczynę na ręce, przytulając ją do siebie.

W tym czasie Tonks i Kingsley zniknęli, ruszając w pościg za Lestrange. Podążyli szybko w kierunku Hogwartu.

Kiedy wreszcie dotarli do Drzwi Wejściowych, był już nieźle zmęczony. Na jego czole błyszczały kropelki potu. Mocniej przycisnął do siebie Chochi.

-Już niedługo... Zaraz zajmie się tobą pani Pomfrey... - szepnął do jej ucha.

Chang wysiliła się mocno i prawie niezauważalnie kiwnęła głową. Przyciągnęła Harry'ego do swojej twarzy i mruknęła:

-Kimiko...

-Nie martw się teraz... Tonks na pewno ją znajdzie... A teraz śpij.

Czarnowłosa posłusznie zamknęła oczy i zapadła w głęboki sen.

~

Ktoś uderzał w jej policzek. Otworzyła gwałtownie oczy, a zaraz potem je zmrużyła. Obraz zamazywał jej się, więc ta osoba wyglądała jakby zrobiona była z atramentu. Kiedy wreszcie odzyskała dobrą widoczność, rozpoznała Hermionę. Rozejrzała się dookoła i stwierdziła, że leży w skrzydle szpitalnym.

-Musiałaś tak mocno ? To bolało... - mruknęła Cho, odsuwając białą kołdrę i siadając na łóżku.

-Przepraszam ! - krzyknęła Hermiona z roztargnieniem.

Chochi wstała, trzymając się łóżka. Powoli się wyprostowała. Po chwili Hermiona dodała:

-Wiesz dlaczego cię obudziłam ?

-Czemu ?

-Tonks tu była...

-I co ? Co powiedziała ? Znaleźli Kim ? Gdzie była ? Co z nią ? - napadła na nią Cho.

-Nie przerywaj mi ! - oburzyła się Miona – Chodzi o to, że...

Chang czekała cierpliwie, aż dokończy. Granger zaczerpnęła oddechu i powiedziała cicho:

-Nie mogą jej znaleźć... Ślad po niej zaginął.

Cho usiadła z powrotem na łóżku i ukryła twarz w dłoniach. Hermiona wyciągnęła rękę i pogłaskała ją po plecach. Nic nie mówiła.

W tym momencie do pomieszczenia wszedł Potter. Rzucił okiem na całą sytuację i podbiegł szybko do dziewczyn. Hermiona wyszła cicho z pomieszczenia. Harry usiadł koło Cho i przytulił ją, pozwalając jej wypłakać się w swoje ramię.



~



Minęły dwa tygodnie. Zakon nadal szukał Belli, przeczesując każde możliwe miejsca, pytając wszystkich i używając coraz bardziej skomplikowanych czarów. Jednak bezskutecznie.

Mama Kim, kiedy dowiedziała się o porwaniu córki, dostała histerii. Kiedy udało się ją uspokoić, wyjaśniono jej wszystko dokładniej i zapewniono, że robią wszystko, by znaleźć małą.

Cho w to nie wierzyła. Na początku sama postanowiła szukać kuzynki, jednak zrezygnowała. Przeszukała całe Hogsmeade wzdłuż i wszerz. Bez skutku.

Nie traciła nadziei. Przy pomocy i wsparciu Harry'ego udało jej się odzyskać humor i coraz częściej uśmiechała się do przyjaciół. Kiedy nadchodził moment, że miała tego wszystkiego dość i załamywała się kompletnie, uspakajało ją mruczenie Fevanny i gęstość jej białego futerka. Wtulała w nie twarz i zapominała o całym świecie, a zwłaszcza o tym, iż być może nigdy nie uda im się odnaleźć Kimiko. Ale pozostawała nadzieja. Ta, która trzymała wszystkich przy życiu i pozwalała wpatrywać się dzielnie w każdą mijaną dziewczynkę. Ta, która kierowała poszukiwaniami. Ta, dzięki której Chang mogła spać w nocy...

Któregoś wieczoru Harry postanowił pokazać Cho pokój wspólny Gryfonów. Gruba Dama trochę się wahała, widząc niebieskie paski na ubraniach dziewczyny, ale w końcu ich przepuściła. Chochi weszła do okrągłego, przytulnego pomieszczenia, pomalowanego na czerwono. W kominku płonęło przyjemne ognisko, oświetlając cały pokój, który wypełniony był stolikami i podniszczonymi fotelami. Harry ścisnął pokrzepiająco dłoń i poprowadził ją między Gryfonami. Ludzie patrzyli na nich nachalnie, marszcząc czoła. Dziewczyna czuła się okropnie, jakby była nieproszonym gościem. I tak chyba właśnie było.

Usiadła na fotelu wskazanym przez Pottera. Przyszli Hermiona i Ron, trzymający się za ręce. Weasley był dla niej bardzo miły. Pogadali trochę, aż rozmowa w pewnym momencie się urwała. Harry odchrząknął i rzekł:

-Chciałbym... chciałbym... Chciałbym ci coś dać.

Cho uśmiechnęła się do niego. Wyciągnął z kieszeni dość duże pudełeczko. Otworzył je i wyjął kartkę.

-Najpierw przeczytał to... - powiedział.

Chang wzięła od niego papier i przeczytała:






Jeżeli chcesz płakać,
Będę twoim ramieniem.
Jeżeli chcesz się śmiać,
Będę twym uśmiechem.
Jeżeli chcesz latać,
Będę twoim niebem.
Jeżeli chcesz się wspinać,
Będę twoją drabiną.
Jeżeli chcesz biec,
Będę twoją drogą.
Jeżeli chcesz przyjaciela,
Nie ma znaczenia kiedy
Będę wszystkim czego potrzebujesz.
Możesz na mnie liczyć.*
A to dlatego, że cię kocham.

Cho spojrzała na niego wzruszona. Gardło miała ściśnięte, a w oczach zalśniły łzy. Kiedy Harry podał jej pudełeczko, naprawdę zaczęła płakać. W pudełku leżał naszyjnik z prawdziwego złota, lśniący, wspaniały z diamentem na końcu. Kamień mienił się wszystkimi kolorami tęczy, połyskując wesoło. Potter przytulił ją, a Hermiona i Ron zaczęli bić brawo. Usta Chang i Harry'ego połączyły się w delikatnym, czułym pocałunku.
Nagle w szybę zastukała sowa. Cho nie zwróciła na to uwagi, zajęta Harrym. Hermiona wzięła wiadomość od ptaka i ją przeczytała. Najpierw zbladła, a potem uśmiechnęła się szeroko. Chochi spojrzała na nią zaskoczona, a Granger podała jej kartkę. Kiedy Cho ją przeczytała, rzuciła się Potterowi na szyję i mocno go ściskała, dziękując Bogu.
Ron podniósł kartkę i odczytał parę słów nabazgranych na szybko:


Znaleźliśmy Kimiko. Jest słaba, ale żyje.

Tonks


*słowa piosenki Rossa Lyncha i Laury Marano ,,You can come to me".

wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział XI


[-IDĘ POWIEDZIEĆ POTTEROWI, ŻE GO KOCHAAM !!! - wrzasnęła Krukonka.

-CO ?!]

Cho biegła korytarzami, jakby ją smok gonił. W końcu wybiegła przez drzwi wejściowe i popędziła błoniami. Wytężyła wzrok i ujrzała wszystkich zawodników Gryffindoru, latających w powietrzu. Nagle wszyscy wylądowali i ruszyli do szatni tylko jedna osoba została na miotle. Domyśliła się, że to był Harry. Tylko nie miała się jak do niego dostać. Zastanowiła się głęboko. Kiedy już wpadła na pomysł, zatrzymała się gwałtownie, wyciągnęła różdżkę, skierowała ją ku górze i wyszeptała zaklęcie:

-Accio Kometa dwa sześćdziesiąt...

Rozejrzała się uważnie. Po chwili zobaczyła miotłę, szybującą do niej. Złapała ją w powietrzu i przecięła niebo, lecąc w żółwim tempie ku czerwonej plamce koło okrągłej tyczki. W końcu dotarła. Harry odwrócony był do niej plecami. Wpadła na pewien pomysł. Cichutko podleciała bardzo blisko niego i powiedziała głośno:

-Przeszkadzam ?

Potter wzdrygnął się i błyskawicznie odwrócił. Spojrzał na nią zszokowany.

-Nie, skąd... Czy... czy... czy coś się stało ? - zapytał, nadal zdziwiony.

Chang odetchnęła głęboko. Robiło się coraz zimniej. Jej oddech zamieniał się w powietrzu w parę. W końcu przemówiła:

-Czy nadal ci na mnie zależy ?

-Tak. - odparł bez wahania.

-Wybaczam ci... - spojrzała w jego zielone oczy.

Chłopak nie powiedział nic, tylko skinął ku dole, aby wylądowali. Gdy ich stopy dotknęły ziemi, Harry mocno przytulił towarzyszkę. Chochi wdychała jego zapach, opierając głowę na jego plecach. Łzy ciekły ciurkiem po jej policzkach, spadając na czerwoną szatę Pottera.

-Wszystko w porządku ? - zapytał czule.

-Tak – odparła cicho.

Delikatnie odciągnął ją od siebie na odległość ramion i spojrzał na nią poważnie.

-Kocham cię. - stwierdził.

Dziewczyna także spojrzała na niego i przywołała na twarz lekki uśmiech.

-Ja ciebie też.



~



Harry i Cho siedzieli na błoniach, napawając się powoli topniejącym śniegiem. Dziewczyna wtulała się ufnie w Pottera, ten natomiast obejmował jej plecy ramieniem. Czuli się jak w niebie. Chłopak nadal nie mógł uwierzyć w to, że mu wybaczyła. Jednak dziwiło go coś jeszcze. Nie mógł zrozumieć, skąd tak nagła zmiana zdania. Chochi milczała w tej sprawie, więc nie naciskał. Nagle w oddali zamajaczyła czyjaś sylwetka. Szedł jakiś chłopak, obwiązany szalem Gryffindoru. Nie rozpoznali go dopóki nie podszedł bliżej...

-Seamus... - wykrztusiła Cho.

Seam nie patrzył jej w oczy. Unikając wzroku ciemnookiej, powiedział cicho:

- Profesor McGonagall cię wzywa, Potter. Chodzi jej chyba o Rona.

-Co się stało ? - zapytał Harry, wyginając gniewnie usta.

-Och, to chyba nic takiego. Był u Hagrida, coś mu paskudnie rozcięło nogę.

Czarnowłosy pokiwał głową i ruszył biegiem do zamku. Chang siedziała na ziemi, wstydliwie spuszczając głowę. Seamus nie odszedł, stał przy niej, kopiąc but kamykiem. W końcu Chochi wybąkała nieśmiało:

-Seam... Jak ci idzie ? To znaczy... Co u ciebie ?

Seamus wykrzywił usta w okropnej karykaturze uśmiechu.

-Całkiem nieźle, zważywszy na to, iż godzinę temu najważniejsza dla mnie dziewczyna boleśnie złamała mi serce.

-Seam... - zaczęła, ale chłopak jej przerwał.

-Nie potrzebuję twoich wyjaśnień. Rozumiem, serce, nie sługa... - zaśmiał się gorzko – Mógłbym to samo powiedzieć o sobie.

Nagle w jego oczach zabłysła taka tęsknota, takie pragnienie miłości i ból, że Cho zaschło w gardle i nie mogła się ruszyć. Chciała go jakoś pocieszyć, jednak wiedziała, iż nie może. Finnigan chyba błędnie odczytał jej milczenie i błagalne spojrzenie, bo nachylił się ku niej i szepnął:

-Chochi, jesteśmy sobie przeznaczeni....

Kiedy już tylko milimetry dzieliły go od jej ust, Cho odsunęła się gwałtownie.

-Ja, nie mogę... Harry...

-Rozumiem. Harry. - znów zaśmiał się gorzko, po czym odwrócił na pięcie i zniknął w padającym śniegu.

Chang skuliła się pod drzewem, pragnąc, aby coś ją okryło przed tym całym smutkiem. Pragnęła, aby zjawił się ktoś, kto pomoże jej jak patronus. Napełni uczuciem energii i nadziei na lepsze jutro. Nagle zauważyła jakąś osobę, stojącą w bramie. Nie wiedziała kto to, ale kiedy spojrzała na twarz tej osoby, wiedziała, że jej życzenie się spełniło.

Jej życie nagle rozbłysło.

Kimmy.



~



Kimiko Persival, mała czarownica, kuzynka Cho od strony mamy. Miała może z 3 latka. Praktycznie wychowała ją Chochi. Ciągle była pod jej opieką, przez ten czas bardzo się pokochały. Mała Kimmy nie mogła przeżyć jednego dnia bez Chang, a i ona tak samo. Jednak rok temu musiała wyjechać razem z ciocią czarnowłosej – Eldorą. W tamtym czasie Cho nie mogła znaleźć niczego szczęśliwego, wszystko przypominało jej Kim. A teraz ona zjawia się tu nagle bez zapowiedzi, idzie przez błonia razem ze swoją mamą. Chyba nie zauważyli Chang. Dziewczyna podbiegła do nich cicho, pewna, iż śni. Jednak to była rzeczywistość. Szła niedaleko nich, nie mogąc się napatrzeć na lśniące, czarne włosy dziewczynki i jej mądre, ciemne oczka. Wyglądała zupełnie jak ona. Przybliżyła się jeszcze bardziej, po czym zawołała:

-Kimmy !

Kimiko zaczęła się rozglądać. Nagle spojrzała prosto na Cho. Wyglądała, jakby ją zamurowało. Zaczęła biec w jej stronę, a ciemna pelerynką, powiewała za nią zamaszyście. Rzuciła się w ramiona Chochi.

-Cio, Cio, Cio... - powtarzała, zalewając się łzami.

Cho tuliła ją mocno do siebie, czując, jak jej serce rozpływa się pod wpływem tej małej istotki. Kiedy Kimiko ją puściła, Cho podbiegła do Eldory.

-Co tutaj robicie ? Dlaczego przyjechałyście ? - pytała.

-Wróciłyśmy na stałe, jednak Kimmy nie chciała czekać do wakacji, aż cię zobaczy, więc przyjechałyśmy. Mieszkamy w Hogsmeade.

-Wspaniale ! - zawołała Chang – Jutro się tam wybieram. Mogłabym oprowadzić Kim ?

-Oczywiście.

Cho uścisnęła ciocię. Po pewnym czasie Eldora stwierdziła:

-Musimy już iść.

Kimiko uczepiła się nogi Cho i nie chciała jej puścić. W końcu ciocia zabrała płaczącą Kimmy do gospody, a Chang została sama. Jednak wiedziała już, że jej życie się rozjaśniło.



~



-Nie zgadniesz kto przyjechał ! - krzyknęła Cho na widok Harry'ego.

Przez godzinę czekała na niego na dworze, jednak kiedy zmarzła, udała się do skrzydła szpitalnego. Na ławce przed drzwiami siedział Harry, dziwnie pochylony. Uznała, że po prostu jest zmęczony. Jednak kiedy podeszła bliżej, ujrzała jego zmartwioną twarz.

-Coś się stało ? - zapytała.

Potter nie odpowiedział, tylko ukrył twarz w dłoniach. Chang myślała, że już się nie odezwie, więc usiadła obok niego. Bardzo się zdziwiła, kiedy po chwili wymamrotał:

-Ron czuje się coraz gorzej... Pani Pomfrey nie może usunąć jadu z jego nogi.

Mimo iż Chochi nie przepadała za Weasleyem, zaczęła mu współczuć.

-Czy on... wie ? - spytała z troską.

-Tak. Jednak nie daje po sobie poznać, że się przejął. Dlatego widać, że bardzo go to boli. Pomfrey powiedziała, że... że... że może stracić nogę – wydusił z siebie.

-Och...

Cho chwyciła Harry'ego za rękę, ukrywając jego dłoń w swoich. Chłopak westchnął i powoli ją objął. Oparła czoło na jego szorstkim podbródku, wdychając zapach Pottera. Mimo że sytuacja była poważna, rozkoszowała się chwilą tylko we dwoje.

-No to... Kogo dzisiaj spotkałaś ? - Harry przerwał milczenie.

-Moją kuzynkę, Kimiko... I jej mamę, moją ciocię. Przyjechały tutaj, mieszkają w Hogsmeade, jutro będę oprowadzać Kimmy po wiosce.

-Myślałem, że jutro wybierzemy się razem – Harry zmarszczył brwi.

-Przykro mi, umówiłam się już.

Potter spojrzał na nią z wściekłością, ale nic nie powiedział, tylko zabrał rękę z jej ramienia i odsunął ją od siebie. Odwrócił się plecami do Chochi i wymamrotał:

-Pójdę zajrzeć do Rona. Do zobaczenia.

Wszedł do pomieszczenia i zostawił ją na korytarzu samą.



~

Cho nie była pewna, co miałaby zrobić w sprawie Harry'ego, jednak za bardzo cieszyła się myślą o spotkaniu z Kimmy, że nie zaprzątała sobie tym głowy. Uznała, że to taki męski foch i na pewno mu przejdzie. Chyba.

Był późny wieczór, kiedy Chochi wreszcie zasnęła. Cały czas myślała o Potterze. Czy go uraziła ? Ale czym ? Przecież miała prawo mieć własne życie i rodzinę. Nie należała wyłącznie do niego. Jednak wiedziała, że mimo to, nie opuści go. Za bardzo kochała tego zazdrosnego chłopaka.

Rano obudziła się bardzo późno. W pośpiechu wciągała na siebie rzeczy. Uczesała niedbale włosy, pędząc co sił w kierunku drzwi wejściowych. Już stała tam kolejka uczniów. Po chwili wyszli z zamku, przechodząc przez błonia. Kiedy w końcu Cho znalazła się w Hogsmeade, zdała sobie sprawę, że nie jadła śniadania. Jednak szła dalej. Kiedy dotarła do gospody, zobaczyła Kimmy czekającą na nią przed wejściem. Mała ubrana była w puchową, zieloną kurteczkę, białe kozaczki, czarne legginsy i białą czapkę przypominającą te, które nosiła w Japonii. Dziewczynka podbiegła do Chang, ściskając mocno jej szyję. Ciocia tylko się uśmiechnęła, pomachała im na pożegnanie i weszła do gospody.

-To gdzie idziemy najpierw ? - spytała Kim z błyskiem w oczach.

Chochi zaśmiała się i pociągnęła dziewczynkę za sobą. Odwiedziły pocztę, sklep Zonka, widziały (oczywiście z daleka) Wrzeszczącą Chatę, Herbaciarnię. Kiedy dotarły do Miodowego Królestwa, Cho kupiła dwie duże czekolady. Jedną spałaszowały na miejscu. Kimiko bolały już nogi, więc czarnowłosa prawie zaniosła ją do Trzech Mioteł. Usiadły przy stoliku. W środku było pełno gości. Cho wypatrzyła Seamusa i pomachała mu życzliwie. Chłopak uśmiechnął się zaczął przepychać się w ich kierunku. Po chwili usiadł na ławce obok Kimmy. Spojrzał na nią wesoło i zapytał:

-A kim jest ta śliczna panienka ?

Kim zaśmiała się i wyciągnęła w jego kierunku rączkę. Potrząsnęła żywiołowo jego dłonią i stwierdziła poważnym tonem:

-Drogi panie, ja nazywam się Kimiko Persival i mam 3 lata i 2 miesiące.

-Ooo, ale jesteś stara – Seam roześmiał się głośno.

Widać było, że się polubili. Cho patrzyła na ich przekomarzania z lekkim uśmiechem na ustach. Nagle zobaczyła Harry'ego, który przeciskał się przez tłum ku nim. Usiadł obok Chang, jak gdyby nigdy nic. Spojrzał na Kim i pytająco uniósł brew. Dziewczynka zaczęła wiercić się pod jego spojrzeniem. Chochi szybko przedstawiła ich sobie. Potter nie poświęcił jej zbyt wiele uwagi, od razu odwrócił się do czarnowłosej.

-Skończyłyście już zwiedzanie ? - spytał.

-Tak, zaraz odprowadzę Kimmy do domu. - odparła.

Kimiko zaczęła protestować, jednak Cho uciszyła ją jednym spojrzeniem.

-Może spotkamy się później w Miodowym Królestwie ? Ty odprowadzisz swoją kuzynkę, a ja w tym czasie muszę spotkać się z Tonks. Wiesz... - Wybraniec ściszył głos – Podobno widziano Bellatrix niedaleko. Właśnie Zakon zajmuje się tą sprawą.

Chang zamurowało. W swojej euforii zapomniała o niebezpieczeństwie ciążącym nad Eliliot. Mimo iż się pokłóciły, El nadal była jej przyjaciółką.

Pokiwała głową.

Pomogła ubrać się Kim i już po chwili wyszły na dwór, czując lodowaty śnieg na twarzy. Mała odwróciła się, aby ująć Seamusa za szyję.

-Obiecaj, że mnie odwiedzisz... - pisnęła.

-Przysięgam ! - zaśmiał się.

Cho pociągnęła Kimmy w drugą stronę. Chciała jak najszybciej odprowadzić ją do mamy, a by dowiedzieć się czegoś więcej od Tonks. Chang stwierdziła, że musi wytłumaczyć małej Kim, dlaczego przez jakiś czas nie będzie jej odwiedzać. Wtedy będzie bezpieczna. Weszła razem z nią w ślepą uliczkę, pogrążoną w mroku. Uklękła przy niej i zaczęła mówić:

-Kimiko... Nie będę teraz cię odwiedzać...

-Dlaczego ? - dziewczynce zaszkliły się oczy.

-Po prostu... Tak będzie lepiej. Musisz mi zaufać. To nie są sprawy dla ciebie. Kiedyś ci powiem. Obiecuję.

Kim pokiwała głową i mocno przytuliła się do swojej kuzynki.

-Kocham cię... - szepnęła wzruszona Cho.

-Ja ciebie też... - odparła, również szeptem, Kimmy.

Nagle coś poruszyło się w samym rogu uliczki. Dziewczyny zamarły, nasłuchując. Po chwili z cienia wyłoniła się jakaś osoba. Chang wstrzymała oddech. Poznała ją.

-Co za wzruszająca scena ! - zaśmiała się Bellatrix Lestrange.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej :) Przepraszam, że znowu tak długo nie było, ale brak weny. Ale skończyłam. Co myślicie ?