[Płakała
za tym, czego nie mogła dać Seamusowi. A przecież zależało jej
na nim. Tylko że nie w ten sposób, jak jemu na niej.]
Zabrzmiał
dzwonek do drzwi. Fevi podbiegła do drzwi pokoju Cho i zaczęła w
nie drapać. Chciała wydostać się i zobaczyć kto ich odwiedził.
Dziewczyna także poderwała się z łóżka. Ostrożnie podniosła
gitarę i schowała ją za szafą. Z jakiegoś powodu nie chciała,
by ktoś ją zobaczył. Podbiegła do lustra i wygładziła
rozczochrane włosy. Usłyszała głos Harry'ego, który witał się
z panem Chang. Dziewczyna wyszła z pomieszczenia i zbiegła po
schodach, dziękując sobie w duszy, że schowała instrument. Nie
wątpiła, iż widok prezentu od Seamusa nie przypadłby jej
chłopakowi do gustu.
Potter
uśmiechnął się na jej widok. Przytuliła go.
-Gdzie
teraz mieszkasz ? W końcu... wujek cię nie przyjmie z powrotem,
prawda ? - zapytała.
-Na
razie wynająłem małe mieszkanie, blisko twojego domu, a potem...
zobaczymy – odparł pogodnie.
-To
super. - odparła.
Wzięła
go za rękę i wyszli z domu. W milczeniu zbliżyli się do ławeczki
na podwórku. Kiedy usiedli, Cho spojrzała chłopakowi w oczy.
-Musisz
mi pomóc... - szepnęła.
-Dla
ciebie wszystko. - odparł bez wahania.
Dziewczynie
zrobiło się ciepło na sercu, jednak twardo kontynuowała:
-Pójdziesz
ze mną do Kim ? - spytała.
-Jasne.
Rozległ
się głośny trzask. Aportowali się.
Wylądowali
w Hogsmeade, blisko domu Kimiko. Chang podeszła do drzwi i zapukała
w nie lekko. Od razu otworzyły się, a w progu stanęła
dziewczynka.
-Chochi
! - pisnęła i rzuciła się na ciemnooką.
Kiedy
wyściskała już kuzynkę, weszli do środka. Ciocia powitała ich
dość chłodno, jednak nie przejęli się tym. Usiedli na fotelach.
Bez żadnych wstępów, Cho oznajmiła:
-Chcę
zabrać Kimmy na wakacje.
-W
żadnym razie. - odparła ciotka.
-Ależ
ciociu, jesteśmy dorośli ! Ja i Harry zajmiemy się nią...
-Wykluczone
– podniosła się z fotela – Kimiko nigdzie nie pojedzie,
zrozumiano ?! - wrzasnęła.
Pozostali
szybko pokiwali głową, spuszczając wzrok. Chang spodziewała się
takiego wybuchu, ale i tak była w niesamowitym szoku.
-Mam
do was prośbę. Czy moglibyście popilnować jej przez dwie godzinki
? Muszę wyjść do koleżanki.
-Nie
ma sprawy.
Ciocia
wzięła płaszcz i pospiesznie wyszła z domu. Cho i Harry spojrzeli
na siebie. Nie było dobrze.
Eliliot
Ruda
siedziała na łóżku, bezustannie wpatrując się w komórkę. Nikt
nie dzwonił. Nikt nie pisał. Była sama.
Rodziców
jak zwykle nie było w domu. Tata pracował, aby jego ,,ukochana
córeczka” miała wszystko, czego potrzebowała. Nie zdawał sobie
tylko sprawy, iż ta dziewczyna nie potrzebowała drogich gadżetów,
kosmetyków, akcesoriów. Chciała, by ojciec był przy niej, a nie
siedział do późna w pracy. Prawie się nie znali, widywała go
tylko wieczorami, nawet w niedzielę. Mimo to zdawała sobie sprawę,
że oddałby za nią życie. Także go kochała, bardzo mocno.
Mama
jej nie obchodziła. Były dla siebie jak obce osoby. Może nawet
miały jeszcze gorsze relacje. Kiedy kobiety nie było w domu, zwykle
oznaczało to, iż spędza czas z koleżankami na zakupach lub znów
mizdrzy się z tymi swoimi kochankami. Miała ich na pęczki, jednak
ojciec niczego nie zauważał.
Kiedy
Eli była mała, kupiła w kiosku blond farbę do włosów. Jako
5-latka już zdawała sobie sprawę, że mama jej nie kocha tak, jak
inne mamusie swoje córki. Myślała, iż to z powodu jej koloru
włosów, który odziedziczyła po babci ze strony ojca. Dość się
nasłuchała zabobonów o rudych osobach, więc uznała, że z tego
powodu mamcia jej nienawidzi. Kiedy przyszła do domu, jak zwykle
nikogo nie było, więc ze spokojem poszła do łazienki. Umiała
czytać, więc nałożyła farbę tak, jak kazali na pudełku. Po
określonym czasie zmyła ją, po czym wysuszyła włosy. Celowo nie
patrzyła w lustro, chciała pokazać mamusi, jaka teraz jest piękna.
Chciała, by mama była dumna, że ma taką śliczną i mądrą
córuchnę.
Kiedy
wreszcie mamcia zjawiła się w domku, szczęśliwa dziewczynka
zbiegła po szerokich schodach i stanęła przed mamą, uśmiechając
się szeroko. Kobieta zaczęła wrzeszczeć i wymachiwać rękami.
Brutalnie popchnęła Eliliot do lustra. Stanęła przed nim, a to,
co zobaczyła, spędziło jej uśmiech z twarzy. Jej włosy miały
kolor zielonkawy jak mech, miejscami przetykane rudymi pasmami.
Zaczęła płakać.
-Czego
płaczesz ?! - wrzasnęła mama – Nic nie umiesz zrobić porządnie
! Tylko wstyd mi przynosisz ! Jesteś jakimś cholernie niezdarnym
bachorem ! Żałuję, że cię urodziłam, że nie jesteś jak córki
moich przyjaciółek. One są normalne, nie tak jak TY ! Wolałabym,
byś nie istniała, bo jesteś tu tylko po to, by niszczyć moje
życie !
Zrozpaczona
dziewczynka wybiegła z domu. Nogi same poniosły ją do
mikroskopijnego domku cioci Melli. Kiedy stanęła w progu, cała
zasmarkana i z zielonymi kłakami sterczącymi we wszystkie strony,
Mellisande nawet o nic nie pytała. Umyła jej buzię i posadziła na
stołku. Nożyczkami kuchennymi zaczęła obcinać jej długie,
zielone pasma.
Plask,
plask, plask.
Niegdyś
piękne włosy spadały na posadzkę, tworząc okrąg wokół niej. W
pewnym momencie spytała:
-Dlaczego
mama mnie nie kocha ?
Ciocia
westchnęła.
-W
tym momencie każda dobra osoba zaczęłaby się przekonywać, że to
nie prawda, że mamusia cię kocha. Jednak ja nie zamierzam cię
okłamywać. Kwiatuszku, twoja mama po prostu nie nadaje się do
rodzicielstwa. Dla większości kobiet dziecko to niewiarygodny
skarb, który trzeba chronić i dziękować za niego Bogu. Jednak ty
dla niej jesteś najgorszym prezentem od losu, przeszkodą na jej
drodze do pełni życia. Traktuje cię jak zmorę przeszłości, karę
za swoje winy. Dlatego od ciebie ucieka. I nienawidzi. Bardzo mi
przykro. Jednak pamiętaj, że nie jesteś sama. Zawsze możesz na
mnie liczyć, w razie potrzeby ci pomogę. Nie zastąpię matki, ale
będę kochać nad życie. Obiecuję.
Dziewczynka
pokiwała głową i przesunęła rączką po pozostałościach jej
włosów, sterczącymi na główce we wszystkie strony.
-Odrosną
? - spytała.
Ciocia
pochyliła się ku niej i szepnęła:
-W
wieku 17 lat będziesz miała piękne, długie, bujne rude włosy.
Wszyscy będą ci ich zazdrościć. Chłopacy będą do ciebie lgnęli
jak ćmy do ognia. Będziesz się zakochiwać non stop. Lecz w końcu
znajdziesz miłość swojego życia. I nareszcie ktoś będzie cię
kochał tak samo jak ja.
-A
nie mocniej ?
-Mocniej
już się nie da, słoneczko. Kocham cię na życie.
Nad
życie...
Nad
życie...
Nad
życie...
Eliliot
westchnęła. Dawno nie widział Melli. Stwierdziła, że w te
wakacje musi ją odwiedzić, nim pójdzie do pracy. Nie wiedziała
jeszcze gdzie, ale postanowiła, iż zaraz po skończeniu szkoły
wynajmie mieszkanie, znajdzie zajęcie i odetnie się od matki.
Nagle
jej telefon zapiszczał. Był to znak że dostała sms-a. Szybko
przeczytała wiadomość od nieznanego numeru:
Eliliot,
Jestem
w pobliżu Twojego domu. Jeśli chcesz, możemy się spotkać. Będę
czekał w zagajniku niedaleko. Chyba wiesz gdzie to ?
Seamus
Serce
zabiło jej mocniej chwyciła dżinsową kurtkę i wybiegła z domu.
Szybko dotarła do wyznaczonego miejsca. Z daleka zobaczyła
chłopaka. Poprawiła włosy, uspokoiła oddech i ostrożnie poszła
w jego kierunku. Starała się iść dostojnie, jednak potknęła się
o wystający korzeń i padła jak długa. Przeklinając się w duchu
usiadła na ziemi. Nagle poczuła na ramieniu czyjąś silną dłoń.
Usłyszała ciepły głos:
-Nic
ci się nie stało ? - spytał.
Podniosła
wzrok i ujrzała Seamusa. Jej policzki rozkwitły czerwienią.
No
pięknie – pomyślała – wyglądam teraz jak pomidor z rudymi
włosami...
-Nie
– powiedziała na głos – Po prostu... potknęłam się.
Wyciągnął
do niej rękę, która ujęła z ulgą. Pomógł jej się podnieść
i wytrzepał tył kurtki El z piasku. Przerażała ją przyjemność,
którą czuła, gdy gładził dłonią jej plecy.
-Dzięki.
-Nie
ma za co – uśmiechnął się – A może byśmy tak...
Nie
dokończył, bo nagle komórka Eliliot zaczęła dzwonić. Wkoło
rozbrzmiała piosenka Miley Cyrus ,,When I Look At You”. Dziewczyna
jeszcze bardziej poczerwieniałaby, gdyby było to możliwe.
Spojrzała na wyświetlacz. To Cho dobijała się do niej.
-Przepraszam,
ale muszę odebrać...
-Nie
ma sprawy.
Nacisnęła
zieloną słuchawkę.
-Halo
?
-Eliliot
?!
-Tak.
-Słuchaj...
Musisz przyjechać, bo... Pomocy... Ona... Kim... Ja i Seamus...
Proszę !
Ruda
nie słyszała jej dokładnie, bo w tle słychać było jakieś huki,
które ją zagłuszały.
-Czekaj...
Co ?! Nic nie słyszę, gdzie jesteś ?
-U
Kim... Przyjedź !
-Dobrze,
zaraz będę.
Rozłączyła
się.
-Co
jest ? - spytał nerwowo Seam.
-Cho
ma kłopoty. Jest u Kim. Idziesz ze mną ?
-Jasne...
- stwierdził.
El
chwyciła go za rękę. Trzasnęło i oboje zniknęli.
Kiedy
weszli do domu Kimmy, przeżyli szok. Tapeta była pozrywana, meble
leżały wokoło, połamane, a Obrazy pospadały ze ścian. Nikogo
nie było. Dopiero po chwili Eliliot zauważyła Kim, leżącą w
kącie. Podbiegła do niej. Dziewczynka otworzyła oczy i wyszeptała
słabym głosem:
-Są
na dworze... Pomóż Cho...
Eli
ścisnęła jej dłoń i pokiwała głową. Razem z Seamusem wybiegła
na podwórko. Zobaczyła przyjaciółkę i jej chłopaka, walczących
z Bellatrix i Lucjuszem. Podbiegła do Chang, a Seamus do Harry'ego.
-Proszę,
proszę... Toż to twoja najlepsza przyjaciółka ! Jak się miewasz,
brudna szlamo ? - drwiła Bella.
-Świetnie.
A poczuję się jeszcze lepiej, gdy cię zgniotę, suko. - warknęła
El.
-Oj,
oj, oj... Złość piękności szkodzi, kochanie... - zaśmiała się
Lestrange, a z jej różdżki wytrysnęło zielone światło.
Eliliot
się uchyliła i wymierzyła w Bellatrix. Trysnęło czerwone światło
z dwóch różdżek. Cho także przyłączyła się do ataku. Mimo że
były we dwie, nie mogły pokonać kobiety. Potter i Finnigan także
słabo sobie radzili. Nagle znikąd pojawili się aurorzy. Otoczyli
dwóch przestępców i obezwładnili ich.
-Już
po wszystkim... - wysapała Cho.
-To
dobrze. - stwierdziła Eliliot, po czym obie zemdlały.