Cho siedziała na
kanapie. Nie mogła uwierzyć, że to jej ostatni rok w Hogwarcie. To
było naprawdę ekscytujące, chociaż czekało ją dużo nauki.
Dziewczyna marzyła o tym, by pracować jako opiekunka magicznych
zwierząt. Niekoniecznie w szkole, do której teraz chodziła, ale
raczej gdzieś w rodzaju mugolskiego ZOO. Rozważała zatrudnienie
się właśnie tam, ale jej matka miała za duże ambicje w stosunku
do niej. Według jej rodzicielki, Cho musiała zostać prawą ręką
ministra magii. Nie ważne jakby do tego doszła, to i tak pani Chang
była pewna, że w przyszłości jej córunia będzie elitą wśród
swych koleżanek. Jedynym wsparciem Cho był jej tata – mugol. On
nie znał się na tych czarodziejskich urzędach, ale był
przekonany, iż jego ukochana, słodka Chochunia wybierze właściwie.
Czarnowłosa piękność westchnęła i wstała, żeby szybko
sprawdzić, czy ma wszystko zapakowane. Później pobiegła do
kuchni, gdzie ujrzała tatę popijającego kawę z mlekiem, jego
nieodłączny rytuał poranny.
- Motylku – uśmiechnął się – Wyglądasz pięknie. Twoja mama musiała już iść do pracy, więc wygląda na to, że ja odwiozę cię na peron 9 i ¾. Wreszcie poznam twoich przyjaciół, cukiereczku. Nie do wiary, tyle lat, a ja w twoim życiu towarzyskim taki zacofany!
- Tato, jeśli się nie pośpieszymy, polecę do Hogwartu na miotle.
- Ach, rzeczywiście ! Mała, wyjdź już do samochodu.
Cho
wyszła. Celowo unikała rozmawiania o ,,przyjaciołach”. Miała
ich wprawdzie dużo, mogła śmiało przyznać, że posiadała dobrą
pozycję w szkole, jako śliczna Krukonka. Nie chciała jednak, żeby
jej znajomi poznali pana Axela Cho. A to dlatego, że Cho, która nie
chciała być gorsza od koleżanek, rozgłosiła plotki, iż jest
córką człowieka, który często jeździ za granicę, jest tam
szanowanym CZARODZIEJEM i udziela się ,,niewątpliwie wytwornie”.
Jednak tak nie było. Nie mówiła prawdy, bo bała się odtrącenia,
zwłaszcza teraz, kiedy jej kłamstwo przez cały czas się
rozwijało. Nie była jak Cedrik Diggory, bez tego nikt by jej nie
lubił. Ach, Cedrik. Jej pierwszy chłopak. Martwy. Nawet teraz, jej
oczy wypełniały strugi łez. Harry przy tym był, przy Sami –
Wiecie – Kim. Przecierpiałaby jednak to rozstanie z Diggorym,
gdyby nie jej serce, które waliło łomotem przy Potterze. Czuła
wstyd, spowodowany tym, iż on był przy... przy... przy śmierci
Ceda. W trakcie tych wakacji postanowiła dać im szansę. Jeśli
tylko Harry będzie chciał.
W
trakcie gorączkowych rozterek, nastolatka przeszła przez sosnowe,
podwójne drzwi, taras z dębowych desek i schodki. Cho, która
uwielbiała kwiaty, tęcze, słowem wszystko, co kolorowe, zasadziła
na całym podwórzu bratki, tulipany, dzikie róże, irysy,
niezapominajki i chabry. Rzeczywistość tonęła, kiedy ktoś dał
jej sadzonki, ziemię i doniczki. Nastolatka przeszła odległość
od drzwi do auta i wsiadła do niego. Od razu poczuła jarzębinę,
ulubiony zapach jej taty, od czasu, kiedy poszła do szkoły.
Wyobrażała sobie, iż to na cześć jej różdżki, bo z tego
drzewa została zrobiona. O wilku mowa ! Ojciec wyleciał z domu, a
po chwili byli już w drodze. Starym zwyczajem Axela rozśmieszał
ją, nawet próbował połaskotać, ciągle prowadząc samochód. W
końcu dojechali. Mężczyzna wziął zgrabny kuferek Cho, a ona sama
chwyciła klatkę z Enelitą, małą, spokojną sówką. Kiedy
doszli na miejsce, nastolatka powiedziała:
- Ojcze, możesz już iść, poradzę sobie.
- Dobrze, jeśli tego chcesz – Ax spojrzał na nią z bólem.
Cho
wciągnęła głęboko powietrze, po czym przeszła przez barierkę.
Od razu zrobiło się głośniej. Dziewczyna zaczęła się
przepychać wzdłuż wagonów, aby wejść do środka. W końcu
znalazła się w pachnącym zwyczajowo nowym papierem pociągu. Od
razu chwyciła ją przyjaciółka.
- Cho, kotku, jak dobrze, że jesteś, myślałam, że już cię nie zobaczę – jej radosne paplanie od razu uspokoiło szatynkę.
Uśmiechnęła
się i poszła za Domanicą do przedziału, gdzie siedziały już:
Eliliot, Vanessa i Pruddence.
- Van, kotku, posuń się troszeczkę – zaszczebiotała Domi.
- Nie trzeba – zaśmiała się Cho.
- Ja dobrze cię widzieć – szepnęła Eliliot, jej dobra koleżanka.
- Ciebie też – odmruknęła Cho.
- Oooo, patrzcie kto idzie ! Nasza ukochana Hermioneczka! – zachichotała Domenica.
Dziewczęta
nie chciały jej urazić, więc również się zaśmiały.
Rzeczywiście, właśnie przechodziła Hermiona, która, usłyszawszy
śmiech, odchyliła drzwi ich przedziału.
- Pragnę wam przypomnieć, że jestem prefektem i mogę zarządzić spokój.
- Hermiona – burknęła Chang.
- Witaj, Cho. W trakcie podróży mogłabyś nas odwiedzić.
- Oczywiście. Na pewno przyjdę do Harry'ego.
Granger
zacisnęła usta i wyszła. Wszystkie Krukonki odetchnęły. Żadna
za nią nie przepadała, a najbardziej Cho. Ciemnooka wstała i razem
z koleżankami przebrała się w czarne szaty, po czym poplotkowały
trochę. „Czas odwiedzić Harry'ego” - pomyślała. Wstała, po
czym ruszyła na jego poszukiwania.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie! To mój pierwszy rozdział. Wiem, że nie jest idealny, ale mnie osobiście zadowala. Dopiero się rozkręcam. Proszę o komentarze... ;)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie! To mój pierwszy rozdział. Wiem, że nie jest idealny, ale mnie osobiście zadowala. Dopiero się rozkręcam. Proszę o komentarze... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz